niedziela, 28 września 2014

Rozdział 10

-Christian Ozera, Lydia Ozera i Rosemarie Hathaway?- we trójkę siedzieliśmy w gabinecie dyrektora naszej nowej szkoły.
-Christian to mój kuzyn, a Rose jest moją... przybraną siostrą- Lydia zaczęła się jąkać. Już po wylądowaniu postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce. Powiedziała, że chce się uczyć, a ja i Christian mamy jej towarzyszyć, ponieważ w liceum na pewno dowiemy się czegoś bardzo ważnego. Nie wiem czy miała na myśli regułki i ciekawostki związane z bakteriami czy po prostu chodzi o Lissę.
-Nie macie żadnych dokumentów?- mężczyzna, który jak głosiła tabliczka nazywał się Bladly. Od samego początku wydawał się być ostry i ponury.
-Chcemy się zapisać do liceum, a nie do wojska- stwierdziłam posępnie, na co Lydia mnie szturchnęła.
-Proszę uzupełnić te papiery i wrócić z rodzicami- podał nam trzy teczki.
-To nie będzie konieczne- odezwał się Christian- Przyjmie nas pan z radością. Da nam pan plan lekcji i o nic nie będzie pytał- Ozera używał wpływu! Zatkało mnie.
-Oczywiście- dyrektor zabrał teczki i dał nam świstek papieru. Plan zajęć- Zacznijcie od dziś.

Wszyscy uczniowie patrzyli na nas jak na kosmitów. Poczułam się jak w Akademii. Wtedy gdy wróciłyśmy lub wtedy kiedy przyszła Lily. Właśnie Lily. Gdzie ona się podziewała? Co robił Dymitr? Dlaczego mnie uderzył? Jak to się stało, że w domu Lydii na raz strażnicy zniknęli?
-Hej. Jestem Dominick- do kuzynki Christiana podeszła dziewczyna. Średniego wzrostu blondynka.
-Dominick? - Lydia zrobiła zaskoczoną minę.
-Myślę, że możemy zostać przyjaciółkami- "przybrana siostra" złapała mnie pod łokieć.
-Wybacz, ale nie gustuję w plastikach. Idziemy Rose- otworzyłam buzię. Dziewczyna wydawała się być miła i skromna, ale taka nie była. Pod warstwą dziecka kryła się pewności siebie. Lydia nie zważając na mój stan zaprowadziła mnie do szafki.
-Plastikach?
-Och... Rose- westchnęła.
-Lydia sądzę, że muszę  zacząć szukać Lissy. Nie mogę chodzić do szkoły.
-Pomijając to, że w twoją stronę zmierza przystojniak nie z tego świata, masz raję- odwróciła się i już jej nie było. Christiana nagle też gdzieś wywiało. A ja stałam jak słup soli na środku korytarza bez książek.
-Witaj Rosemarie- zaskoczona podniosła wzrok i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Stał przede mną. To nie był sen.
-Adrian.

LYDIA:

Pomysł, żeby zapisać się do liceum był kiczowaty, ale wiedziałam, że Rose znajdzie tu, to co szukała. Chociaż nie byłam pewna czy ona wie czego szuka. Nawet nie przeczytała listu od Lissy.
-Hej, Lydia? - zobaczyłam wysokiego bruneta.
-Christian?
-Słuchaj... jest coś... co...- czyjś wrzask przerwał nieudolną wypowiedź kuzyna. Ludzie zaczęli się przepychać i gromadzić w jednym miejscu.
-Co jest?!- ktoś krzyczał, a ja zdezorientowana zaczęłam się rozglądać. Byłam coraz bardziej przestraszona. Złapałam się za głowę. Wszyscy na mnie patrzyli .
-Nie-  głowa mi pękała od głosów. Zimnych, szorstkich i beznamiętnych.
-Lydia?- Christian złapał mnie za nadgarstki. Boże, żeby to się już skończyło. Przed oczami miałam te żółte oczy, jak u kota. Działo się ze mną coś niedobrego.
-Bardzo zły początek. Bardzo zły- mówiłam do siebie.
-Wariatka!- ktoś mnie zaczął wyzywać, ale od razu przestał. Wyłapałam wzrok Christiana.
-Coś nie tak?- pisnęłam. Bardzo nie tak, Chris miał minę jakby dostał po twarzy.
-Leci ci krew z ust- dotknęłam wargi i popatrzyłam na palce. To nie była krew. To było coś czarnego. Coś co już kiedyś widziałam.
-Lissa!- krzyknęłam, ale było za późno nim zdołałam cokolwiek zrobić upadłam.

ROSE:

Adrian wyciągnął mnie na szkolny parking.
-Nic nie powiesz?- zapytał.
-Myślałam, że ty zaczniesz. W końcu ktoś tak błyskotliwy, jak Adrian Iwaszkov powinien mnie powalić swoim alter ego lub wrodzonym heroizmem. Myślę, że to wielki wyczyn spotkać się z kimś takim jak ja.
-Nie przestajesz mnie zaskakiwać, Rose.
-Nawet mnie nie znasz- zmrużyłam oczy- Nie znasz mnie prawda?- chłopak tylko się zaśmiał.
-Fałsz- naprawdę koleś był irytujący. Przewróciłam oczami.
-Czego chcesz? Nie odpowiadaj. Po co przychodzisz do mnie we śnie? Jak to robisz? Czy też jesteś aniołem?
-Dla ciebie mogę być...
-Och Adrian. Chodzi o moją najlepszą przyjaciółkę!
-Którą?
-Jak którą?!
-Bo twoja aktualna przyjaciółka ma coś nie tak z głową.
-Nie przyjaźnię się z Lily... Lydia?
-Yhmm.
-Wiem. Jest banshee- wypaliłam, ale byłam pewna, że jemu można ufać w tych sprawach.
-Banshee czy nie. Lydia musi teraz wrócić do domu.
-Dlaczego?- Adrian zbliżył się do mnie.
-Bo dzieje się z nią coś... złego- miałam dość zagadek i gier. Nie lepiej powiedzieć wszystko prosto z mostu?- Przeczytaj list. Do zobaczenia.
-Hej!- zawołałam za nim, ale się nie odwrócił. Pogrążona w myślach nawet nie zauważyłam, że wpadłam do szkoły z takim impetem, że kogoś potrąciłam.
-Przepraszam- wydukałam- Lydia!- zaczęłam wrzeszczeć, co tylko pogorszyło sprawę. Ludzie patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Nienawidzę szkoły.
-Zabrali ją!- Christian mną potrząsnął.
-Kto?
-Strzygi.
-Jak? Przecież nie mogą ot tak uprowadzić...- uciszył mnie gestem dłoni.
-Idzie jakiś nauczyciel- jeszcze tego brakowało, żebym została po lekcjach. Zmęczona i zdenerwowana zaczęłam się tłumaczyć:
-Nie chciałam robić zamieszania. Po prostu nie mogę znaleźć dziewczyny- musiało to zabrzmieć dwuznacznie, ale nie dbałam o to- Prawdopodobnie jest w toalecie i wdycha zioła, więc przepraszam.
-Ma zioła?- facet był niski, niższy ode mnie. Z trudem opanowałam śmiech.
-Tak- zrobił oburzoną minę. Najwyraźniej moje poczucie humoru słabło z każdą sekundą.
-Ona tak żartuje- do akcji wkroczył Christian.
-Będzie żartować w kozie.
-Kozie?- że co?! Jakiej kozie? To już poniżali uczniów do tego stopnia?
-Zabawne- skwitowałam i wyprowadziłam Christiana przed szkołę. Chłopak pewnie też miał dość. Jego kuzynka zniknęła, a on włóczył się z nieokiełznaną Rosemarie Hathaway.
-Pilnuj, żeby nie podglądali- oparłam się o mur i zamknęłam oczy. Chciałam wejść do głowy Lissy. Może to coś pomoże. Skoncentrowana na jednej myśli, przeniosłam się do przyjaciółki.

Głowa mi pękała a z ust lała się dziwna czarna ciecz. Lissa zaczęła się krztusić. Chciałam jakoś jej pomóc, ale nie wiedziałam co mogę zrobić. W końcu byłam tylko w jej mózgu.
-Rose!- Ozera szarpał mnie za włosy i od razu wyrwałam się od Liss. Spiorunowałam go wzrokiem.
-Czego?! Christian już u niej byłam!
-Mamy lekcje.
-Nie wierzę. Chcesz iść na zajęcia, gdy twoja kuzynka została porwana, a moja najlepsza przyjaciółka rzyga po ciemnych kątach?
-Trzeba stwarzać pozory normalnych.
-W życiu nie słyszałam czegoś tak bardzo nieodpowiedzialnego!

No i mamy rozdział 10 :) 
Oglądaliście "Więzień labiryntu" z Dylanem? 

sobota, 20 września 2014

Rozdział 9

-Cholera!- krzyknęłam od razu zasłaniając usta ręką. Szlag mogli nas usłyszeć.
-Rose? Coś nie tak?- razem z Christianem siedzieliśmy skuleni pod oknem.
-Tam zostało zaklęcie, list i...  Lydia- oburzona wstałam. A niech to. Szlag by ich trafił. Niech mnie zobaczą i po sprawie, przecież wiedzą, że tu jestem.
   Ignorując protesty Ozery wpadłam do środka jak burza.
-Wy...- stanęłam zaskoczona. Strażnicy jakby wyparowali. W pomieszczeniu była tylko Lydia.
-Co się stało- usłyszałam głos dziewczyny.
-Co się stało? Przecież... . Nie ma ich! Jak?- zaczęłam się rozglądać.
-Rose... musisz ruszać- do kieszeni wpakowała mi zaklęcie razem z listem, którego nie przeczytałam.
-Pieniądze?- zdziwiłam się kiedy wyciągnęła z portfela gotówkę.
-Jak dojedziesz?
-Jestem dampirem, Rose Hathaway... i naprawdę będą mi potrzebne te pieniądze- wzięłam od niej banknoty. Kuzynka Christiana uśmiechnęła się.
-Jedź do Denver... Stan Kolorado- dodała. Oczywiście znałam wszystkie stany, ale nie znałam wszystkich miast.
-Po co?
-Tam zapisz się do szkoły...
-Ja nie chcę wyjeżdżać z kraju, zmieniać nazwiska i zapisywać się do lokalnego liceum, w którym mam stać się niezauważalna! Ja zawsze jestem popularna... nawet wśród ludzi!
-Rose ma za dużą pewność siebie- rzucił Christian idąc po ciastko.
-Ktoś musi!- Lydia zaśmiała się.

  Późnym wieczorem już siedzieliśmy w samochodzie, który pożyczyliśmy od jakiejś kobiety na czas dłużej nieokreślony.
  Christian uparł się, żeby wziąć Lydię. I takim o to sposobem z dwójki zrobiła się trójka. Było mi to obojętne, byleby nikt mi nie wchodził w drogę. Musiałam znaleźć Lissę. To był cel naszej podróży.
Zmęczona dzisiejszym dniem zasnęłam.
-Witaj Rose- o nie! Znowu on!
-Adrian. Daj mi spokój. Chcę spać!
-Przecież śpisz. Słyszałem, że jedziesz do Denver. 
-Skąd to wiesz?
-Cóż, twoja przyjaciółka jest dobrą informatorką.
-Lissa?- spytałam jak głupia.
-Lydia.- chyba sobie robił jakieś żarty.

Od razu się obudziłam. Za oknem świeciły latarnie. Czyli jesteśmy już blisko lotniska.
  Nigdy nie leciałam samolotem. Nie to, że jestem zacofana technologicznie czy coś. Po prostu całe życie spędziłam w Akademii Św. Władimira. Nigdy nie miałam okazji, no może podczas ucieczki z Lissą.
-Rose słyszysz?- kuzynka Christiana szturchnęła mnie w ramię.
-Nie...
-Szepty. Ktoś szepcze- oznajmiła i zaczęła się rozglądać z przerażeniem w oczach. Przestraszyłam się. Bo może i widzi duchy i ja też, ale nie słyszę głosów, a Lydia tak.
  Dziewczyna miała łzy w oczach i z rozdziawioną buzią patrzyła przez okno.
Przejeżdżaliśmy  koło cmentarza. Cóż za niefortunny zbieg okoliczności.
-Christian zatrzymaj się!- Ozera podskoczył na siedzeniu i gwałtownie zahamował. Poleciałam do przodu i uderzyłam w siedzenie.
-Hej- Christin zawołał za wysiadającą kuzynką.
-Myślisz, że naprawdę coś słyszy?- spytałam. Jednak chłopak zignorował moje pytanie i już pędził za Lydią.- Coraz mniej podoba mi się ten pomysł- również wysiadłam i dogoniłam Ozerów.
-To tu- wydukała dziewczyna. A ja tylko popatrzyłam na rząd grobów i drzew. Do tej części nie docierały światła uliczne, ale byłam dampirem. Miałam doskonały wzrok.
-Ludzie. Czy wy też to czujecie? - wypaliłam. Popatrzyli się na mnie ze strachem.- to ironia tak śmierdzi. Nie wydaje mi się, aby było w tym coś szczególnego więc wracajmy.
-Patrzcie- Lydia wskazywała na coś za drzewem.
-Wiecie dlaczego to jest tak przerażające? Bo jesteśmy na cmentarzu!- już miałam zawrócić do samochodu, ale coś przykuło moją uwagę.
  Wielkie żółte oczy wpatrzone w Lydię.
-Co to do jasnej cholery jest?- zapytałam tak cicho, że nikt nie usłyszał. W myślach krzyczałam "Lydia uciekaj", "Rose uciekaj", "Christian idioto powinieneś już dawno nas stąd zabrać". Fakt, że to ja powinnam chronić moroja już się nie liczył. Nic się nie liczyło. Nawet ja nie dałabym rady.
-Co mówisz?- Lydia podeszła bliżej. Chyba oszalała.
-Musimy iść- Christian oprzytomniał.
-Słysze i mam dość. Nie chcę- Lydia zaczęła mówić w kółko jedno zdanie. Złapałam ją za ramię i pociągnęłam w stronę wyjścia z cmentarza. Patrzyła na mnie jak na ducha.
-Rose- słony płyn spływał jej po policzkach- Oni nie ucichnął.

Brak weny i to widać ale... .
Mam pomysł na następne notki.
  Zmieniłam szablon. Jest... czarny i ogólnie można dostać oczopląsu...
Cóż powinnam się zabrać do nauki, ale niestety zaczynam oglądać serial. A ja jestem typem osoby, która preferuje sezon na dzień. Więc żegnaj nauko... witajcie moi przyjaciele. 
  Oczywiście nie porzucę nauki na rzecz dobra ludzkości.
Przepraszam z błędy ale ja już nie ogarniam tych liter.
Wiem krótki rozdział, ale następny będzie dłuższy. Przysięgam!

niedziela, 14 września 2014

Mamy tu fanów TVD?

Ja tu tak z innej beczki, ale musiałam...



Osobiście kocham ten serial i nie wyobrażam sobie życia bez niego ( no i bez Akademii). A ten filmik znalazłam z pół roku temu.

  Jeśli chodzi o rozdział, to na pewno się pojawi w tym tygodniu.
Dałabym jakiś cytat, ale jeszcze nie zaczęłam pisać XD
  Cóż będę mieć dużo pracy ( blog, nauka, seriale itp) Jeszcze do tego "Kosogłos" się zbliża i "Miasto Popiołów"...
 Okay nie ma co się rozpisywać. Nie zapytam jak tam w szkole, bo nie ma po co. Wiadomo, że jest  źle i najlepiej w ogóle wyjechać na wyspy Wielkanocne...

Do następnej notki- rozdziału 9! :D

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 8

-Banshee, to w mitologi Irlandzkiej zjawa przynosząca śmierć- cała nasza trójka usiadła przy stole, gdzie Lydia poczęstowała nas ciastkami. Nawiasem mówiąc, były ze sklepu, ale liczą się intencje.
-Jesteś zjawą? Duchem?- spytałam zaciekawiona.
-Ja... obudził mnie pocałunek cienia- zaskoczyło mnie to wyznanie. Nie poznałam innych ludzi noszących pocałunek cienia.- Ale nie zwykły. Umarłam i zmartwychwstałam. Teraz jestem Banshee. Pośredniczką między żywymi a martwymi. Zwiastuje śmierć krzycząc.
-Ktoś cię przemienił?
-Nie wiem... - odwróciła wzrok. Widocznie nie chciała o tym rozmawiać.
-Znasz Dymitra Belikova?- zmieniłam temat.
-Nie. To wasz przyjaciel?
-Strażnik- poprawił Christian.- Słuchaj, szukamy księżniczki Wasilisy Dragomir.
-Wiem- odparła szybko.- Była tu. Kazała ci to przekazać, Rose- z jakiegoś koszyka wyciągnęła kopertę i podała mi ją.
-Znasz Lisse?- zapytałam. Byłam w szoku.
-Tak. Jednak, Rose. Ona przyszła tu jako zjawa. Boję się, że...- specjalnie nie dokończyła. Bała się, że Lissa nie żyje. W pewnym sensie tak jest. Stała się strzygą.
  Schowałam kopertę do kieszeni. Lydia patrzyła na mnie współczująco. Była dla mnie zagadką. Nie wiedziałam co wie, kogo zna ani czy jest mordercą, ale wiedziałam, że to rodzina Christiana. Mimo, że ród Ozerów cieszył się sławą, była to rodzina królewska posłana na straty. Nikogo nie obchodziła. A tylko ta rodzina tak naprawdę jest warta tronu i zaufania. Ozerowie, to nazwisko godne zwycięscy.
- Lydia... wiesz gdzie jest obecnie Lissa?
-Tak... ale radzę wam nie ruszać za nią w pogoń. Rzucacie się na nieznane wody- nie słyszałam takiego powiedzenia, ale nie podobała mi się ta srogość w jej głosie. Ostrzegała mnie. Tak jak to zrobiła Dragomirówna. Christian patrzył na mnie spokojnie.
-Czy wiesz, że jesteś do niej podobna? - rzucił z innej beczki.
-Wielu ludziom przypominam wiele osób- wstałam od stołu i przeszłam do salonu. Pokój był mały i przytulny. Pod oknem stała kanapa, a na przeciw stary jak świat telewizor.
-Czuj się jak u siebie- koło mnie stanęła Lydia i razem patrzyłyśmy się na szare firanki zasłaniające okno - Ma rację- kiwnęła głową na Christiana- Jesteś do niej podobna.
-Do kogo?
-Lissy.
-Dobrze ją znałaś?
-Nie za bardzo. Pamiętam tylko, że jak byłam w  szpitalu, ona się zjawiła. Wmawiała lekarzom, że nic mi nie jest. Było. Umarłam, ale się obudziłam. Blondynka zniknęła. Potem jej już nigdy nie widziałam. Dzisiaj był pierwszy raz od trzech lat.- słuchałam relacji z zapartym tchem. To niemożliwe. To nie możliwe, że prawdopodobnie Lissa ożywiła Lydie.
    Odepchnęłam tą myśl od siebie. Gdyby  wskrzesiła kuzynkę Christiana powiedziałaby mi. Liss nie okłamałaby mnie. Nie po tym co przeszłyśmy.
-Chyba muszę się położyć- szepnęłam do Lydi. Ta przytaknęła, ale się nie ruszyła z miejsca.- Do tego potrzebuję łóżka, nie znam tego domu- poirytowana wytłumaczyłam.
-Och... jasne. Zaraz będę- wyszła po krętych schodach na piętro.
-Lydia jest dziwaczką- skomentował Christian.
-Dziewczyna, która widzi duchy i mieszka sama w domu na pustkowiu, ma prawo być dziwna- usiadłam na kanapie i otworzyłam okno.
    Na dworze nie było żywej duszy.
-Myślisz, że nas gonią?
-Christian, mój trener z jakiegoś powodu spuścił mi łomot, a ja uciekłam z kolesiem, który jest uważany za morderce. Na dodatek w tym samym czasie zobaczyłam ducha.... więc tak. Nadal nas gonią- zdenerwowana nawet nie wiedziałam,  że ktoś wszedł do domu.
-Tak- usłyszałam z korytarza głos Lydi.
-Widziałaś może tą dziewczynę? Uciekła z nim- zamarłam. W domu byli strażnicy. Mogłam sobie wyobrazić, że teraz pokazują nasze zdjęcia, a Lydia nie wie co zrobić.
-Nie. Znaczy słyszałam. W telewizji było pokazane jak okradają sklep- gorszego kłamstwa w życiu nie słyszałam. Nie uwierzą jej. Choćby dlatego, że dom wygląda jakby nie widział prądu od stu lat.
-Możemy przeszukać dół? - Dymitr. Co on do cholery robi?
-Nie! Myślicie, że dam wam wejść do mojego prywatnego... pomieszczenia?
-Nie ma pani wyjścia.
-Zawsze jest wyjście- i wtedy to usłyszałam. Krzyk. Lydia wydzierała się na cały stan Montana jak wariatka.
    Wyślizgnęłam się przez okno najszybciej jak umiałam. Znowu. Boże, jak ja tego nie lubiłam.
-Ona to potrafi prowadzić konwersację- szepnęłam do siebie.
   Byłam tylko ciekawa. Czy w tym momencie jej krzyk oznaczał śmierć?
 
TAK. Jest rozdział. Trochę krótki, bo chciałam dodać jak najszybciej. 
Więc czytajcie i... tak.

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 7

Jak się obudziłam wyglądałam gorzej niż zombie. A w głowie dudniły mi słowa Adriana, Lissy i Dymitra. Zwlokłam swoje zwłoki z łóżka i poszłam na trening. Dzisiaj miałam zobaczyć Lily.
    Na korytarzu roiło się od uczniów. Obijałam się o kruche morojki i omijałam obelgi skierowane w moją stronę.
-Hej. Rose!- usłyszałam wołanie Masona. Co on robi? Przecież jeszcze wczoraj mnie wyzywał.
-Rose, jasne. Zostaw mnie w spokoju!- obejrzałam się za siebie. Nikogo nie było. Oprócz gapiów i Jesse'go, który rozbierał mnie wzrokiem. Mason znikną, a jego głos dźwięczał mi w uszach.
-Wariatka- skwitował jakiś dampir. Olałam go. Musiałam się skupić. W końcu idę na lekcję z Dymitrem.
    Na sali Belikov rozkładał materace.
-Gdzie Lily?
-Nie przyjdzie, a i zaklęcie jest pod drzwiami twojego pokoju- pomijając to, że właśnie teraz leży prawie na środku korytarza i ktoś może sobie to zabrać czy coś, cieszyłam się. Prawdopodobnie już po treningu będę miała zaklęcie w ręce.
-Dzi...- zastygłam w bezruchu. Za plecami Dymitra zobaczyłam moją przyjaciółkę. Otworzyłam szeroko oczy- Lissa?
-Rose? Twoja więź z księżniczką nadal istnieje?- zaniepokoił się mentor. Tak. Istniała, ale czy zobaczę świat oczami Dragomir zależało już tylko od niej samej. Teraz ona przejęła kontrolę.
-Lissa. Ty tu jesteś naprawdę? Jesteś?- Pokręciła głową. Nie było jej w sali. Nie było jej ze mną.
-Hathaway- Dymitr zwrócił na siebie moją uwagę- Co się dzieje?
-Widzę ją- Wiem, że ją widzę i wiem, że nie oszalałam. Nie było jej ciałem, ale była tu duchem. Czy ja właśnie przyznałam, że widzę duchy? - zawołaj Christiana, albo nie to zły pomysł. Najgorszy pomysł na świecie- zaśmiałam się. Co mi przyszło do głowy?
-Rose, czy ty coś brałaś?- Dymitr nie owijał w bawełnę.
-Towarzyszu zapewniam cię, że jestem jak najbardziej trzeźwa.
-Wątpię i naprawdę przepraszam, ale robię to dla twojego dobra- nie wiedziałam o co mu chodzi. Obejrzałam się. Lissy już nie było, ale zostawiła ślad. "SOS" wyróżniało się na chorobliwie białej ścianie. Napis był z czerwony. Krew.
    Zanim się zorientowałam, ktoś uderzył mnie w czoło. Upadłam na materac i szybko się podniosłam. Moim przeciwnikiem był Dymitr.
-Co do diabła?- wykrzyknęłam zaskoczona. Mentor spojrzał na mnie z bólem w oczach i znowu zaatakował. Tym razem zrobiłam unik, ale zamiast stanąć do walki... skierowałam się do wyjścia. Uciekałam. Co za upokorzenie.
   Wbiegłam do dormitorium i zaczęłam się rozglądać.
-Christian!- złapałam go za rękaw koszulki- Szybko- pociągnęłam go w stronę pokoi. Musiało to wyglądać dziwnie. Chłopak wyczytał z mojego spojrzenia, że to ważne, więc nawet nie protestował. Biegłam ile sił w nogach. Złapałam kartkę sprzed drzwi i skierowaliśmy się do wyjścia ewakuacyjnego.
-Rose, ja nie wiem...
-Chodzi o Lissę!
-W takim razie... nie tędy- sam otworzył okno i skoczył.- Tędy- wskazał las. Przerzuciłam nogi przez parapet.
-Rose! Nie rób tego!- głos Dymitra mnie zatrzymał. Obejrzałam się. Biegł do mnie i już by mnie miał gdybym nie spadła. Leciałam wprost na wyciągnięte ramiona Christiana.
-Zapomnijmy- sprostowałam. Skiną głową i przebiegliśmy trawnik. Pewnie już cała straż nas goniła. Łatwiej by było gdybyśmy po prostu nie zwracali na siebie uwagi i szli jak normalni ludzie.
-Brama- wycedził Ozera. Szlag. Brama. Koniec bezpieczeństwa na terenie akademii. Chcieliśmy wejść na dzikie pustkowia jakie nam oferowała Montana.
-Urok.
-Nie potrafię! Nie jestem wróżką!
-Och. Po prostu spróbuj! A ja ich załatwię od tyłu.
-Dobrze- podreptał do strażników i przemówił spokojnym tonem. Ledwo co mu wychodziło, ale skorzystałam z ich nieuwagi i kopnęłam z całej siły jednego strażnika w plecy.
-Teraz- szepnęłam. Christian zrównał się ze mną i razem opuściliśmy mury akademii.
-Zdajesz sobie sprawę, że po raz drugi uciekłaś ze szkoły?
-Niestety.
-Słuchaj. Wiem gdzie możemy się zatrzymać. Prosić o pomoc.
-Czy my wyglądamy na ludzi, którzy potrzebują pomocy?- to pytanie było do kitu, zważywszy na to, że ja widziałam duchy, a Christiana rodzice zamienili się w strzygi i był sierotą.
-Zaufaj mi- Ozera przyśpieszył. Postanowiłam mu zaufać. On mi zaufał. Szliśmy dwie godziny ciągle oglądając się za siebie.
-To tu- staliśmy przed drewnianym, dużym domem. Christian zapukał.
    W drzwiach stanęła dziewczyna o zielonych oczach. Miodowe włosy miała spięte w koka. Jednym słowem była prześliczna. Jednak coś w wyglądzie nieznajomej przypominało mi Lily.
-Rose, poznaj Lydie. Moją kuzynkę- zaskoczyło mnie to. Od razu poczułam, że Lydia nie jest wampirem ale też nie człowiekiem. Może to było nieuprzejme. Lecz po prostu zapytałam:
-Kim jesteś?- uśmiechnęła się, a jej białe zęby, aż raziły.
-Banshee.



Okay. Znowu nowa postać, która w przeciwieństwie do Lily będzie baaaaaardzo często. Jak na tą godzinę to już raczej nie kontaktuję itp. więc jak to mam w zwyczaju... przepraszam za te cholerne przecinki. Proszę nie zabijajcie mnie za to. Obiecuję poprawę! :D