niedziela, 7 września 2014

Rozdział 8

-Banshee, to w mitologi Irlandzkiej zjawa przynosząca śmierć- cała nasza trójka usiadła przy stole, gdzie Lydia poczęstowała nas ciastkami. Nawiasem mówiąc, były ze sklepu, ale liczą się intencje.
-Jesteś zjawą? Duchem?- spytałam zaciekawiona.
-Ja... obudził mnie pocałunek cienia- zaskoczyło mnie to wyznanie. Nie poznałam innych ludzi noszących pocałunek cienia.- Ale nie zwykły. Umarłam i zmartwychwstałam. Teraz jestem Banshee. Pośredniczką między żywymi a martwymi. Zwiastuje śmierć krzycząc.
-Ktoś cię przemienił?
-Nie wiem... - odwróciła wzrok. Widocznie nie chciała o tym rozmawiać.
-Znasz Dymitra Belikova?- zmieniłam temat.
-Nie. To wasz przyjaciel?
-Strażnik- poprawił Christian.- Słuchaj, szukamy księżniczki Wasilisy Dragomir.
-Wiem- odparła szybko.- Była tu. Kazała ci to przekazać, Rose- z jakiegoś koszyka wyciągnęła kopertę i podała mi ją.
-Znasz Lisse?- zapytałam. Byłam w szoku.
-Tak. Jednak, Rose. Ona przyszła tu jako zjawa. Boję się, że...- specjalnie nie dokończyła. Bała się, że Lissa nie żyje. W pewnym sensie tak jest. Stała się strzygą.
  Schowałam kopertę do kieszeni. Lydia patrzyła na mnie współczująco. Była dla mnie zagadką. Nie wiedziałam co wie, kogo zna ani czy jest mordercą, ale wiedziałam, że to rodzina Christiana. Mimo, że ród Ozerów cieszył się sławą, była to rodzina królewska posłana na straty. Nikogo nie obchodziła. A tylko ta rodzina tak naprawdę jest warta tronu i zaufania. Ozerowie, to nazwisko godne zwycięscy.
- Lydia... wiesz gdzie jest obecnie Lissa?
-Tak... ale radzę wam nie ruszać za nią w pogoń. Rzucacie się na nieznane wody- nie słyszałam takiego powiedzenia, ale nie podobała mi się ta srogość w jej głosie. Ostrzegała mnie. Tak jak to zrobiła Dragomirówna. Christian patrzył na mnie spokojnie.
-Czy wiesz, że jesteś do niej podobna? - rzucił z innej beczki.
-Wielu ludziom przypominam wiele osób- wstałam od stołu i przeszłam do salonu. Pokój był mały i przytulny. Pod oknem stała kanapa, a na przeciw stary jak świat telewizor.
-Czuj się jak u siebie- koło mnie stanęła Lydia i razem patrzyłyśmy się na szare firanki zasłaniające okno - Ma rację- kiwnęła głową na Christiana- Jesteś do niej podobna.
-Do kogo?
-Lissy.
-Dobrze ją znałaś?
-Nie za bardzo. Pamiętam tylko, że jak byłam w  szpitalu, ona się zjawiła. Wmawiała lekarzom, że nic mi nie jest. Było. Umarłam, ale się obudziłam. Blondynka zniknęła. Potem jej już nigdy nie widziałam. Dzisiaj był pierwszy raz od trzech lat.- słuchałam relacji z zapartym tchem. To niemożliwe. To nie możliwe, że prawdopodobnie Lissa ożywiła Lydie.
    Odepchnęłam tą myśl od siebie. Gdyby  wskrzesiła kuzynkę Christiana powiedziałaby mi. Liss nie okłamałaby mnie. Nie po tym co przeszłyśmy.
-Chyba muszę się położyć- szepnęłam do Lydi. Ta przytaknęła, ale się nie ruszyła z miejsca.- Do tego potrzebuję łóżka, nie znam tego domu- poirytowana wytłumaczyłam.
-Och... jasne. Zaraz będę- wyszła po krętych schodach na piętro.
-Lydia jest dziwaczką- skomentował Christian.
-Dziewczyna, która widzi duchy i mieszka sama w domu na pustkowiu, ma prawo być dziwna- usiadłam na kanapie i otworzyłam okno.
    Na dworze nie było żywej duszy.
-Myślisz, że nas gonią?
-Christian, mój trener z jakiegoś powodu spuścił mi łomot, a ja uciekłam z kolesiem, który jest uważany za morderce. Na dodatek w tym samym czasie zobaczyłam ducha.... więc tak. Nadal nas gonią- zdenerwowana nawet nie wiedziałam,  że ktoś wszedł do domu.
-Tak- usłyszałam z korytarza głos Lydi.
-Widziałaś może tą dziewczynę? Uciekła z nim- zamarłam. W domu byli strażnicy. Mogłam sobie wyobrazić, że teraz pokazują nasze zdjęcia, a Lydia nie wie co zrobić.
-Nie. Znaczy słyszałam. W telewizji było pokazane jak okradają sklep- gorszego kłamstwa w życiu nie słyszałam. Nie uwierzą jej. Choćby dlatego, że dom wygląda jakby nie widział prądu od stu lat.
-Możemy przeszukać dół? - Dymitr. Co on do cholery robi?
-Nie! Myślicie, że dam wam wejść do mojego prywatnego... pomieszczenia?
-Nie ma pani wyjścia.
-Zawsze jest wyjście- i wtedy to usłyszałam. Krzyk. Lydia wydzierała się na cały stan Montana jak wariatka.
    Wyślizgnęłam się przez okno najszybciej jak umiałam. Znowu. Boże, jak ja tego nie lubiłam.
-Ona to potrafi prowadzić konwersację- szepnęłam do siebie.
   Byłam tylko ciekawa. Czy w tym momencie jej krzyk oznaczał śmierć?
 
TAK. Jest rozdział. Trochę krótki, bo chciałam dodać jak najszybciej. 
Więc czytajcie i... tak.

8 komentarzy:

  1. Super!!!!!!!!^-^Już lubię Lydię,tylko nie ładnie tak krzyczeć ;p XD
    No i u mnie nowość.Po wielu walkach z pracami domowymi XD
    Assarii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i znowu ja.Mam nadzieję,że nie masz mi tego za złe =[ Jakby co to napisz.
      Mam nadzieję,że się spodoba ;]
      assarii.blogspot.com

      Usuń
  2. Uwielbiam ^^
    Prosimy o następny jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Supcio ;)
    Już chce następny XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Naprawdę genialny rozdział❤️
    Kocham Twój blog. Dodawaj szybko kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog tak trzymaj!!:) Zapraszam do mnie http://marrtiina.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do sb:
    dlaczego-kochamy-tak-mocno.blogspot.com

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń