środa, 1 lipca 2015

Rozdział 12

 1000 500 vampire academy zoey deutch lucy fry vaedit VAgif
-Poczekaj, Rose.- Już miałam zacząć czytać, gdy ten nieznośny Christian Ozera mi przerwał.
-Co znowu? Strażnicy? Szkoła się pali?
-Po prostu jedź.- Nakazał, a ja z zaskoczeniem wypisanym na twarzy wskazałam na niego palcem.
-Ty?
-Musimy znaleźć jakiś hotel.- Poinformował. Wyciągną mapę ze schowka. Swoją drogą czy on potrafi czytać z mapy? I dlaczego wcześniej nie wpadłam na ten schowek!
-Proponujesz mi coś?- spytałam, ale nie oczekiwałam odpowiedzi. To był Christian, a ja byłam Rose. Wzajemnie się wykluczamy nawet jeśli chodzi o przyjaźń.
-Chciałbym, ale teraz nie mamy czasu. Musimy się ukryć. Szkoła nas wyda w ręce strażników.- Przyznałam mu rację. Może i byli to ludzie, ale moroje i dampiry mają kontakty nawet w takich zadu... marnych miejscach zamieszkania.Nie będę obrażać życia innej rasy. Mają wojsko i specjalnych naukowców. Jeszcze by nas otruli.
-Dobra.- Odpaliłam samochód i wjechałam na główna ulicę. Prawdopodobnie jedyną większą drogę w tym mieście. Zastanawiałam się co my teraz zrobimy. Nie mogliśmy wrócić do szkoły, zgubiliśmy kuzynkę Christiana, a do tego moja najlepsza przyjaciółka została strzygą. Cudo. Nie mogło być lepiej.
-Za dziesięć minut powinien być motel.
 Dopiero po skręceniu ósmy raz w prawo ukazał nam się mały budynek.
Motel był. Jednak to co zobaczyłam jak weszłam do środka przypominało... przepraszam, ale burdel. Cóż, w końcu był to motel.
  W recepcji dali nam klucz do pokoju, praktycznie bez meldunku.
Wyczerpana rzuciłam się na łoże małżeńskie. Ozera chrząknął.
-Hathaway, słuchaj mamy problem.
-Tak wiem. Ty będziesz spać, a ja obstawie warte.
-O to z tym dwa problemy.- Podniosłam się na łokciach.
-Dwa?
-No wiesz... te- Wskazał na kły- Sprawy.- On chyba sobie żartował. Na pewno sobie żartował. Musiał.
-O nie.- Jęknęłam. Christian był głodny. W sumie ja też, ale mi potrzeba hamburgera, a nie rozprutej żyły.- Nie wytrzymasz?- To pytanie było głupie. Chłopak musiał nie jeść od paru dni.
-Ja...
-Chodź.- Wstałam. Nagle powróciła do mnie cała energia. Pewnie wpływ miał na to instynkt samozachowawczy.
 Zeszliśmy do holu i za ladą zobaczyliśmy kobietę z blond włosami. Odwróciłam wzrok. Za bardzo przypominała mi Lissę.
-Wiesz co masz robić.- Skinął głową. Zamknęłam oczy, byleby nie widzieć jak chłopak wbija swoje zęby w szyję niewinnej osoby. Chociaż swoim ubiorem mogła nie uchodzić za obiekt świętości.
 Pamiętam jak ja się czułam, gdy Lissa piła moją krew. Otumaniona chciałam więcej.
 Usłyszałam westchnienie dziewczyny i się skrzywiłam.
-Możemy już iść.- Wyszeptał Christian po pięciu minutach.
-Całe szczęście. Mam nadzieję, że nie będzie pamiętać.- Mam nadzieję, że ja też zapomnę. Wzdrygnęłam się.
-Chodź na górę odpocząć.- Rozkazałam. Ledwo co doszłam na piętro, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Usiadłam na podłodze i oparłam plecy o ścianę.
-Może ty powinnaś...- Zaprzeczyłam szybko.
-Musisz wypocząć.- Moroj zakopał się w pościeli i nagle zaczęłam żałować, że jestem strażnikiem. No nowicjuszką. Dziwnie się czułam bez więzi. Wiedziałam,  że istnieje i to mnie uspokajało.
 Gdy promienie słońca oblały pokój, byłam padnięta. Musieliśmy się przestawić na tryb ludzi ze względów bezpieczeństwa co było istnym koszmarem.
-Dzień dobry, Rose.- Christian'owi najwyraźniej humor dopisywał.
-Cześć.- Mruknęłam.- Musimy czekać, aż coś się wydarzy.- Przyznałam z niechęcią.
-Masz świadomość tego, że to coś więcej niż strzygi?
-Adrian... nieważne, ale on mowił, że Lily była aniołem i Lissa też.- Rzuciłam. Christian sam podsunął pewną książkę Lissie w Akademii.
-Lily to człowiek.
-Nie do końca.- Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mówić, że nie mam zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. W moim świecie byli moroje, dampiry i strzygi, które trzeba zabijać. Fakt, że Lissa nie znalazła swojej mocy pogarszał sprawę. Na dodatek ktoś specjalnie ją przemienił. Tego było za wiele. Zaklęcie i list. Nie wiedziałam nic o dziwnej karteczce, a teraz też nie miałam odwagi przeczytać listu od mojej przyjaciółki.
-Mamy jedną poszlakę.- Stwierdził Ozera.- Po prostu przeczytaj. Będziesz wiedziała na czym stoisz.- Wolałam stać tylko na zielonej wykładzinie w obskurnym motelu.
-Masz rację.- Co się ze mną dzieje? Nie mogłam mu przyznać racji! Może popaść w samozachwyt.
 Wygrzebałam kopertę.
-Boisz się.- Nie bałam się. Nie bałam się uciec ze szkoły, jeść ciastek Lydii Ozery i nie boję się tego co może być w tym liście.
-Nigdy.- Spojrzałam na koślawe literki. Zdecydowanie, to pismo Lissy.

Rose
Mówili, że w Akademii było bezpiecznie. Mylili się. Przepraszam za wszystko. Obawiałam się swojej mocy i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Istoty Żywiołów mnie wzywały. To czym jestem zmieniło mnie. Powiedzieli, że jestem Lir powierniczką nieśmiertelności. To nie anioł! Wszystko było błędem. 

-I jak?- Dosłyszałam głos Christiana.
-To nie anioł.- Zrobił głupią minę, a ja się zaśmiałam z bezradności. Lissa nie była poetką, ani nie pajała chęcią pogłębiania języka angielskiego. Jednak to, co napisała wydawało się nie mieć sensu. Może odnalazła w sobie nowe pokłady ukrytego talentu. Jedyne co mi przyszło do głowy, to to, że nie rozumiem.

- TAK! WIELKI POWRÓT !-

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 11

-Nacieszyłeś się zwykłą szkołą, Christian?- razem z morojem wychodziłam z sali języka angielskiego. Kuzyn Lydi jak na złość zaczął się wolno pakować- Czas wrócić do świata realnego!- machnęłam mu ręką przed oczami.
-To jest świat realny, szkoła, ludzie i zajęcia na które trzeba się przygotować, a na które ty się nie przygotujesz.
-Christian Ozera- wydarłam się na cały korytarz, połowa uczniów odwróciła głowy- Jeśli masz zamiar dłużej ciągnąć tą szopkę to beze mnie!- podniosłam wysoko głowę i zrobiłam obrażoną minę.
-Jesteś zaślepiona, Rose. Chcę powrotu Lissy, Lydii, ale sami nie damy rady.
-Sugerujesz, że trzeba wezwać straż z akademii? Christian za nim przekroczymy bramę, oni nas wyleją, potem zabiją i jeszcze nam dadzą szlaban. Moje życie towarzyskie już dawno spadło na niższy poziom, ale nie dobijajmy go jeszcze bardziej. Nie chcę skończyć jak...- urwałam. Nie mogłam mu tego powiedzieć, ale świadomość, że już nigdy nie zobaczę Lissy mnie bolała. Złość jaka mnie przepełniła była ogromna.
-Jak kto?- Christian, ten idiota musiał mieć za swoje.
-Jak ty- prawie wyszeptałam. Chłopak zaczął boleśnie wbijać palce w moje ramie.
-Mi przynajmniej na czymś zależy.
-Zależy ci na sprawiedliwości, Christian. I ją dostaniesz- warknęłam. Wyszarpałam się mu i wybiegłam z budynku.
-Szlag!-nie wiedziałam co mam robić, od czego zacząć. Ozera miał racje. Trzeba się skontaktować z akademią. Z Dymitrem. Właśnie. Dymitr. Dawno go nie widziałam. Nie chciałam, bo po tym co zrobił, nic się nie liczyło. Jaka byłam głupia, że myślałam, że dampir coś do mnie czuje.
  Wsiadłam do samochodu i po raz pierwszy w życiu poczułam pustkę wypełniającą mój mózg. Chciałam jechać do Lissy, pogadać z Masonem, jeść ohydne ciastka Lydii i wyzwać Cristiana Ozere od dziwolągów i samotników, cholernych idiotów. Doszłam do tego stopnia, że chciałam zobaczyć Jessy'ego i jego irytującą twarz. Stuknęłam głową o kierownicę. I nagle mnie olśniło, a raczej sobie o czymś w końcu przypomniałam.
-List- zaczęłam szukać koperty od Lydii- Gdzie go dałaś? Gdzie?- odwróciłam się i rąbnęłam kolanem w drzwiczki samochodu. Skrzywiłam się i rozglądałam dalej.
-Jesteś beznadziejna Rose Hathaway- zdezorientowana wcisnęłam klakson i parking szkolny wypełnił pisk i auta, i mój.
-Ozera?
-A kto inny?
-Nie mam pojęcia. Mogłam się spodziewać nawet Kirowej!
-Lepiej nie, bo jeszcze by cię zabiła.
-Co tu robisz? Skończyłeś lekcje i czekasz aż cię podrzucę do domu?- sarknęłam
-Po części. Przepraszam- wrócił stary kuzyn Lydii. Nie było już tego cwanego chłopaka.
-Jesteś dupkiem- zaśmiał się.
-A ty nieodpowiedzialną i nieokiełznaną kobietą jaką kiedykolwiek widziałem.
-Nie uznaję tego tekstu. Nie widziałeś zbyt wielu kobiet, ale tą najlepszą masz przed sobą, więc korzystaj.
-Sugerujesz, że jestem dziwakiem?
-Nie. Chodzi o to, że lubię cię nawet jako przylizanego i tlenionego debila. Twój dziki styl życia nie odgoni mojej przyjaźni- zaczęłam cmokać jak do małego dziecka.
-Szukałaś tego?- z kieszeni wyją pomięty papier.
-Skąd go masz?- od razu go wyrwałam.
-Gdybyś mniej krzyczała, że jestem kretynem, to byś się zorientowała, że ci wpadł gdy uciekałaś przez okno.
-Gdybyś mi dał od razu nie byłoby tej rozmowy- ucięłam. Rozerwałam kopertę.
-Czytaj na głos.
-Christian przypominam, że ukończyłeś szkołę podstawową- wywrócił oczami.- A list jest do mnie.

***

LUDZIE jak dawno nie pisałam tego opowiadania XD Wiem jest to karygodne i niedopuszczalne.
Za to napisałam coś innego! Fanfick "Rywalek" i taką inną historię :)
Być może rozdziały z Ami się kiedyś pojawią, ale teraz chcę się zabrać z naszą Rose. A więc POWRACAM z (mam nadzieję) weną.


Instagram
KLIK



czwartek, 25 grudnia 2014

CHCIAŁAM WAM ŻYCZYĆ WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE NA ŚWIĘTA I NOWY ROK :) 
Dużo uśmiechu i wytrwałości!

Patrzę na bloga i wow mam już 5000 wyświetleń!!!! DZIĘKUJĘ WAM :D
Co do notki to ma się pojawić niebawem... OBY XD




piątek, 24 października 2014

ZAWIESZAM !!!

Jestem nieodpowiedzialna, głupia, leniwa, beznadziejna i za dużo krzyczę. Tak to ja! Po tylu latach pustki na tym blogu pojawiła się notka. JEJ!!!  Mam dla was wiadomość.
 Notki nie będzie. Rozdział 11 mnie zawiódł i się nie napisał. Nie mam pomysłu... . Szkoda bo bardzo lubię tą historię.
  Więc zawieszam, iż ponieważ nie mam czasu albo jestem tak zmęczona, że marzę tylko o chwili odpoczynku. Szkoła mnie niewdzięcznie wciągnęła i nie mogę uciec! Ale nie martwcie się jak wróci mi wena to napiszę i dodam. Cały czas zaglądam na bloga.

Nie bądźcie źli... . Mam wiele pomysłów na blogi ale tu nie jestem w stanie się wypocić i napisać.
 Zaczęłam zupełnie coś innego - ciąg dalszy książki "Elita" ! Chcecie o tym poczytać?

Więc na razie żegnam... Pewnie za niedługo wrócę z innymi sprawami itp itd :D

Możecie mnie tu znaleźć

http://dailysilence.tumblr.com/

tak tylko tumblr :P


W prawdziwym świecie nie ma miejsca dla cudów i aktów
łaski. (…) - W prawdziwym świecie sama możesz czynić cuda






niedziela, 28 września 2014

Rozdział 10

-Christian Ozera, Lydia Ozera i Rosemarie Hathaway?- we trójkę siedzieliśmy w gabinecie dyrektora naszej nowej szkoły.
-Christian to mój kuzyn, a Rose jest moją... przybraną siostrą- Lydia zaczęła się jąkać. Już po wylądowaniu postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce. Powiedziała, że chce się uczyć, a ja i Christian mamy jej towarzyszyć, ponieważ w liceum na pewno dowiemy się czegoś bardzo ważnego. Nie wiem czy miała na myśli regułki i ciekawostki związane z bakteriami czy po prostu chodzi o Lissę.
-Nie macie żadnych dokumentów?- mężczyzna, który jak głosiła tabliczka nazywał się Bladly. Od samego początku wydawał się być ostry i ponury.
-Chcemy się zapisać do liceum, a nie do wojska- stwierdziłam posępnie, na co Lydia mnie szturchnęła.
-Proszę uzupełnić te papiery i wrócić z rodzicami- podał nam trzy teczki.
-To nie będzie konieczne- odezwał się Christian- Przyjmie nas pan z radością. Da nam pan plan lekcji i o nic nie będzie pytał- Ozera używał wpływu! Zatkało mnie.
-Oczywiście- dyrektor zabrał teczki i dał nam świstek papieru. Plan zajęć- Zacznijcie od dziś.

Wszyscy uczniowie patrzyli na nas jak na kosmitów. Poczułam się jak w Akademii. Wtedy gdy wróciłyśmy lub wtedy kiedy przyszła Lily. Właśnie Lily. Gdzie ona się podziewała? Co robił Dymitr? Dlaczego mnie uderzył? Jak to się stało, że w domu Lydii na raz strażnicy zniknęli?
-Hej. Jestem Dominick- do kuzynki Christiana podeszła dziewczyna. Średniego wzrostu blondynka.
-Dominick? - Lydia zrobiła zaskoczoną minę.
-Myślę, że możemy zostać przyjaciółkami- "przybrana siostra" złapała mnie pod łokieć.
-Wybacz, ale nie gustuję w plastikach. Idziemy Rose- otworzyłam buzię. Dziewczyna wydawała się być miła i skromna, ale taka nie była. Pod warstwą dziecka kryła się pewności siebie. Lydia nie zważając na mój stan zaprowadziła mnie do szafki.
-Plastikach?
-Och... Rose- westchnęła.
-Lydia sądzę, że muszę  zacząć szukać Lissy. Nie mogę chodzić do szkoły.
-Pomijając to, że w twoją stronę zmierza przystojniak nie z tego świata, masz raję- odwróciła się i już jej nie było. Christiana nagle też gdzieś wywiało. A ja stałam jak słup soli na środku korytarza bez książek.
-Witaj Rosemarie- zaskoczona podniosła wzrok i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Stał przede mną. To nie był sen.
-Adrian.

LYDIA:

Pomysł, żeby zapisać się do liceum był kiczowaty, ale wiedziałam, że Rose znajdzie tu, to co szukała. Chociaż nie byłam pewna czy ona wie czego szuka. Nawet nie przeczytała listu od Lissy.
-Hej, Lydia? - zobaczyłam wysokiego bruneta.
-Christian?
-Słuchaj... jest coś... co...- czyjś wrzask przerwał nieudolną wypowiedź kuzyna. Ludzie zaczęli się przepychać i gromadzić w jednym miejscu.
-Co jest?!- ktoś krzyczał, a ja zdezorientowana zaczęłam się rozglądać. Byłam coraz bardziej przestraszona. Złapałam się za głowę. Wszyscy na mnie patrzyli .
-Nie-  głowa mi pękała od głosów. Zimnych, szorstkich i beznamiętnych.
-Lydia?- Christian złapał mnie za nadgarstki. Boże, żeby to się już skończyło. Przed oczami miałam te żółte oczy, jak u kota. Działo się ze mną coś niedobrego.
-Bardzo zły początek. Bardzo zły- mówiłam do siebie.
-Wariatka!- ktoś mnie zaczął wyzywać, ale od razu przestał. Wyłapałam wzrok Christiana.
-Coś nie tak?- pisnęłam. Bardzo nie tak, Chris miał minę jakby dostał po twarzy.
-Leci ci krew z ust- dotknęłam wargi i popatrzyłam na palce. To nie była krew. To było coś czarnego. Coś co już kiedyś widziałam.
-Lissa!- krzyknęłam, ale było za późno nim zdołałam cokolwiek zrobić upadłam.

ROSE:

Adrian wyciągnął mnie na szkolny parking.
-Nic nie powiesz?- zapytał.
-Myślałam, że ty zaczniesz. W końcu ktoś tak błyskotliwy, jak Adrian Iwaszkov powinien mnie powalić swoim alter ego lub wrodzonym heroizmem. Myślę, że to wielki wyczyn spotkać się z kimś takim jak ja.
-Nie przestajesz mnie zaskakiwać, Rose.
-Nawet mnie nie znasz- zmrużyłam oczy- Nie znasz mnie prawda?- chłopak tylko się zaśmiał.
-Fałsz- naprawdę koleś był irytujący. Przewróciłam oczami.
-Czego chcesz? Nie odpowiadaj. Po co przychodzisz do mnie we śnie? Jak to robisz? Czy też jesteś aniołem?
-Dla ciebie mogę być...
-Och Adrian. Chodzi o moją najlepszą przyjaciółkę!
-Którą?
-Jak którą?!
-Bo twoja aktualna przyjaciółka ma coś nie tak z głową.
-Nie przyjaźnię się z Lily... Lydia?
-Yhmm.
-Wiem. Jest banshee- wypaliłam, ale byłam pewna, że jemu można ufać w tych sprawach.
-Banshee czy nie. Lydia musi teraz wrócić do domu.
-Dlaczego?- Adrian zbliżył się do mnie.
-Bo dzieje się z nią coś... złego- miałam dość zagadek i gier. Nie lepiej powiedzieć wszystko prosto z mostu?- Przeczytaj list. Do zobaczenia.
-Hej!- zawołałam za nim, ale się nie odwrócił. Pogrążona w myślach nawet nie zauważyłam, że wpadłam do szkoły z takim impetem, że kogoś potrąciłam.
-Przepraszam- wydukałam- Lydia!- zaczęłam wrzeszczeć, co tylko pogorszyło sprawę. Ludzie patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Nienawidzę szkoły.
-Zabrali ją!- Christian mną potrząsnął.
-Kto?
-Strzygi.
-Jak? Przecież nie mogą ot tak uprowadzić...- uciszył mnie gestem dłoni.
-Idzie jakiś nauczyciel- jeszcze tego brakowało, żebym została po lekcjach. Zmęczona i zdenerwowana zaczęłam się tłumaczyć:
-Nie chciałam robić zamieszania. Po prostu nie mogę znaleźć dziewczyny- musiało to zabrzmieć dwuznacznie, ale nie dbałam o to- Prawdopodobnie jest w toalecie i wdycha zioła, więc przepraszam.
-Ma zioła?- facet był niski, niższy ode mnie. Z trudem opanowałam śmiech.
-Tak- zrobił oburzoną minę. Najwyraźniej moje poczucie humoru słabło z każdą sekundą.
-Ona tak żartuje- do akcji wkroczył Christian.
-Będzie żartować w kozie.
-Kozie?- że co?! Jakiej kozie? To już poniżali uczniów do tego stopnia?
-Zabawne- skwitowałam i wyprowadziłam Christiana przed szkołę. Chłopak pewnie też miał dość. Jego kuzynka zniknęła, a on włóczył się z nieokiełznaną Rosemarie Hathaway.
-Pilnuj, żeby nie podglądali- oparłam się o mur i zamknęłam oczy. Chciałam wejść do głowy Lissy. Może to coś pomoże. Skoncentrowana na jednej myśli, przeniosłam się do przyjaciółki.

Głowa mi pękała a z ust lała się dziwna czarna ciecz. Lissa zaczęła się krztusić. Chciałam jakoś jej pomóc, ale nie wiedziałam co mogę zrobić. W końcu byłam tylko w jej mózgu.
-Rose!- Ozera szarpał mnie za włosy i od razu wyrwałam się od Liss. Spiorunowałam go wzrokiem.
-Czego?! Christian już u niej byłam!
-Mamy lekcje.
-Nie wierzę. Chcesz iść na zajęcia, gdy twoja kuzynka została porwana, a moja najlepsza przyjaciółka rzyga po ciemnych kątach?
-Trzeba stwarzać pozory normalnych.
-W życiu nie słyszałam czegoś tak bardzo nieodpowiedzialnego!

No i mamy rozdział 10 :) 
Oglądaliście "Więzień labiryntu" z Dylanem? 

sobota, 20 września 2014

Rozdział 9

-Cholera!- krzyknęłam od razu zasłaniając usta ręką. Szlag mogli nas usłyszeć.
-Rose? Coś nie tak?- razem z Christianem siedzieliśmy skuleni pod oknem.
-Tam zostało zaklęcie, list i...  Lydia- oburzona wstałam. A niech to. Szlag by ich trafił. Niech mnie zobaczą i po sprawie, przecież wiedzą, że tu jestem.
   Ignorując protesty Ozery wpadłam do środka jak burza.
-Wy...- stanęłam zaskoczona. Strażnicy jakby wyparowali. W pomieszczeniu była tylko Lydia.
-Co się stało- usłyszałam głos dziewczyny.
-Co się stało? Przecież... . Nie ma ich! Jak?- zaczęłam się rozglądać.
-Rose... musisz ruszać- do kieszeni wpakowała mi zaklęcie razem z listem, którego nie przeczytałam.
-Pieniądze?- zdziwiłam się kiedy wyciągnęła z portfela gotówkę.
-Jak dojedziesz?
-Jestem dampirem, Rose Hathaway... i naprawdę będą mi potrzebne te pieniądze- wzięłam od niej banknoty. Kuzynka Christiana uśmiechnęła się.
-Jedź do Denver... Stan Kolorado- dodała. Oczywiście znałam wszystkie stany, ale nie znałam wszystkich miast.
-Po co?
-Tam zapisz się do szkoły...
-Ja nie chcę wyjeżdżać z kraju, zmieniać nazwiska i zapisywać się do lokalnego liceum, w którym mam stać się niezauważalna! Ja zawsze jestem popularna... nawet wśród ludzi!
-Rose ma za dużą pewność siebie- rzucił Christian idąc po ciastko.
-Ktoś musi!- Lydia zaśmiała się.

  Późnym wieczorem już siedzieliśmy w samochodzie, który pożyczyliśmy od jakiejś kobiety na czas dłużej nieokreślony.
  Christian uparł się, żeby wziąć Lydię. I takim o to sposobem z dwójki zrobiła się trójka. Było mi to obojętne, byleby nikt mi nie wchodził w drogę. Musiałam znaleźć Lissę. To był cel naszej podróży.
Zmęczona dzisiejszym dniem zasnęłam.
-Witaj Rose- o nie! Znowu on!
-Adrian. Daj mi spokój. Chcę spać!
-Przecież śpisz. Słyszałem, że jedziesz do Denver. 
-Skąd to wiesz?
-Cóż, twoja przyjaciółka jest dobrą informatorką.
-Lissa?- spytałam jak głupia.
-Lydia.- chyba sobie robił jakieś żarty.

Od razu się obudziłam. Za oknem świeciły latarnie. Czyli jesteśmy już blisko lotniska.
  Nigdy nie leciałam samolotem. Nie to, że jestem zacofana technologicznie czy coś. Po prostu całe życie spędziłam w Akademii Św. Władimira. Nigdy nie miałam okazji, no może podczas ucieczki z Lissą.
-Rose słyszysz?- kuzynka Christiana szturchnęła mnie w ramię.
-Nie...
-Szepty. Ktoś szepcze- oznajmiła i zaczęła się rozglądać z przerażeniem w oczach. Przestraszyłam się. Bo może i widzi duchy i ja też, ale nie słyszę głosów, a Lydia tak.
  Dziewczyna miała łzy w oczach i z rozdziawioną buzią patrzyła przez okno.
Przejeżdżaliśmy  koło cmentarza. Cóż za niefortunny zbieg okoliczności.
-Christian zatrzymaj się!- Ozera podskoczył na siedzeniu i gwałtownie zahamował. Poleciałam do przodu i uderzyłam w siedzenie.
-Hej- Christin zawołał za wysiadającą kuzynką.
-Myślisz, że naprawdę coś słyszy?- spytałam. Jednak chłopak zignorował moje pytanie i już pędził za Lydią.- Coraz mniej podoba mi się ten pomysł- również wysiadłam i dogoniłam Ozerów.
-To tu- wydukała dziewczyna. A ja tylko popatrzyłam na rząd grobów i drzew. Do tej części nie docierały światła uliczne, ale byłam dampirem. Miałam doskonały wzrok.
-Ludzie. Czy wy też to czujecie? - wypaliłam. Popatrzyli się na mnie ze strachem.- to ironia tak śmierdzi. Nie wydaje mi się, aby było w tym coś szczególnego więc wracajmy.
-Patrzcie- Lydia wskazywała na coś za drzewem.
-Wiecie dlaczego to jest tak przerażające? Bo jesteśmy na cmentarzu!- już miałam zawrócić do samochodu, ale coś przykuło moją uwagę.
  Wielkie żółte oczy wpatrzone w Lydię.
-Co to do jasnej cholery jest?- zapytałam tak cicho, że nikt nie usłyszał. W myślach krzyczałam "Lydia uciekaj", "Rose uciekaj", "Christian idioto powinieneś już dawno nas stąd zabrać". Fakt, że to ja powinnam chronić moroja już się nie liczył. Nic się nie liczyło. Nawet ja nie dałabym rady.
-Co mówisz?- Lydia podeszła bliżej. Chyba oszalała.
-Musimy iść- Christian oprzytomniał.
-Słysze i mam dość. Nie chcę- Lydia zaczęła mówić w kółko jedno zdanie. Złapałam ją za ramię i pociągnęłam w stronę wyjścia z cmentarza. Patrzyła na mnie jak na ducha.
-Rose- słony płyn spływał jej po policzkach- Oni nie ucichnął.

Brak weny i to widać ale... .
Mam pomysł na następne notki.
  Zmieniłam szablon. Jest... czarny i ogólnie można dostać oczopląsu...
Cóż powinnam się zabrać do nauki, ale niestety zaczynam oglądać serial. A ja jestem typem osoby, która preferuje sezon na dzień. Więc żegnaj nauko... witajcie moi przyjaciele. 
  Oczywiście nie porzucę nauki na rzecz dobra ludzkości.
Przepraszam z błędy ale ja już nie ogarniam tych liter.
Wiem krótki rozdział, ale następny będzie dłuższy. Przysięgam!

niedziela, 14 września 2014

Mamy tu fanów TVD?

Ja tu tak z innej beczki, ale musiałam...



Osobiście kocham ten serial i nie wyobrażam sobie życia bez niego ( no i bez Akademii). A ten filmik znalazłam z pół roku temu.

  Jeśli chodzi o rozdział, to na pewno się pojawi w tym tygodniu.
Dałabym jakiś cytat, ale jeszcze nie zaczęłam pisać XD
  Cóż będę mieć dużo pracy ( blog, nauka, seriale itp) Jeszcze do tego "Kosogłos" się zbliża i "Miasto Popiołów"...
 Okay nie ma co się rozpisywać. Nie zapytam jak tam w szkole, bo nie ma po co. Wiadomo, że jest  źle i najlepiej w ogóle wyjechać na wyspy Wielkanocne...

Do następnej notki- rozdziału 9! :D