czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 4

Pociągnęłam Dymitra do swojego pokoju. Słabo. Nasza pierwsza randka mogłaby wyglądać lepiej.
-Poczekaj- rozkazałam. Pierwszy raz mogłam się poczuć jak dorosła. Posadziłam mentora na łóżku.- zaraz przyjdę, pójdę po... 
-Posiłki- wychrypiał Dymitr tracąc wiarę w moje możliwości.
-Posiłki? Chcesz jeść w takiej sytuacji?- dopiero po chwili zorientowałam się o co mu chodzi.- och... te posiłki- uśmiechnęłam się przepraszająco. Porozglądałam się po pokoju i wyszłam w pośpiechu.  Błądziłam korytarzami, aż w końcu znalazłam wejście do dormitorium.Stanęłam jak wryta.  Pomieszczenie było wypełnione morojami, dampirami i Lily. Głupio, że tak ją odizolowałam, ale... cóż takie życie rowerzysty.
-Co jest?- spytałam głupio. Tak jakbym nie wiedziała, że do szkoły wdarły strzygi, a wszystkiemu winna jest ...
-Do szkoły wdarły strzygi, a wszystkiemu winna jesteś ty- Mia oskarżycielsko krzyknęła. Co za ironia losu.
-Nieważne- odparłam. Wcisnęłam się w głąb tłumu.- jakiś strażnik, o nie imieniu Dymitr, jest w tej sali?- wołałam.
-Rose Hathaway- Kirowa
-Melduję się.
-Poinformowano panią, że Wasilisa Dragomir została zamieniona w strzygę?- dzięki za przypomnienie.
-Tak.-Jeśli spotka pani strażnika Belikova, proszę mu przekazać, że stanie przed sądem.
-Dymitr jest ciężko ranny- zaoponowałam. Nie mogłam powiedzieć, że moja najlepsza przyjaciółka chciała go zabić. Musiałam szybko zniknąć i się rozpłakać. Już dłużej nie mogłam tego w sobie tłumić. Chciałam krzyczeć.- muszę poszukać Lisse.
-To niemożliwe- miałam jej powiedzieć, że Liss jest aniołem? To zmienia postać rzeczy. Można ją chyba uratować.-Ona... jest... dobrą przyjaciółką. Na pewno by chciała, żebym ją odszukała... i zabiła- Kirowa zrobiła minę jakby mi współczuła.
-Na pewno- i odeszła. Zdenerwowana chciałam odetchnąć świeżym powietrzem, przemyśleć.Życie jest do bani. Jesteśmy stworzeni do upadku. Powoli wpadam w depresję, ale nikt by się tym nie przeją. "To dlatego, że straciła koleżankę" mówiliby. Myślałam, że Lissa będzie królową, a ja jej strażniczką. Że Dymitr jednak coś do mnie poczuje, że Christian Ozera zostanie naszym przyjacielem, że Mia się od nas odczepi i Lily zostanie wydalona ze szkoły. Teraz wiem, że moje plany były do kitu. Źle myślałam. Popełniłam błąd, że tak myślałam
.-Rose- Ashton. Dopiero co chciałam, żeby wyleciała ze szkoły.  Lily złapała mnie za ramiona i spokojnym uspokajającym głosem powiedziała niezrozumiałe dla mnie słowa. Przed oczami zamigotały mi czarne plamki, a potem już była tylko ciemność.

-Księżniczka. Niezły wybór- nie wiadomo z jakiego powodu byłam w głowie Lissy. Czyli jednak nasza więź nadal istniała. A może to wina Lily? Może ona to zrobiła. - będą chcieli ją zabić, nie będą wiedzieli, że można ją ocalić.
-Jak?- z "moich" ust wydobyło się pytanie, na które Lissa bardzo chciała znać odpowiedź. Ona wiedziała, że jestem w jej umyśle. Chciała mi dać wskazówkę.
-Istnieje zaklęcie, które srebrny kołek musi wchłonąć. Potem trzeba przebić ci serce- nie widziałam kto do mnie mówi ale wiedziałam, że to była prawda.

-Roza- ten głos wyrwał mnie od Lissy.
-Musisz mnie nauczyć przeklinać po rosyjsku. Wtedy będę sobie szeptać pod nosem jakim idiotą jesteś, że do mnie się odezwałeś- Dymitr stał przede mną w zakrwawionym płaszczu- czy ty?
-Tak. Wyszedłem, żeby cie poszukać.
-Przepraszam. Miałam wizje. To znaczy więź. Istnieje sposób na to, by Lissa wróciła- nagle mnie olśniło. W pokoju  morojki była karteczka. Zaklęcie, któro może "ożywić" Dragomorówne. Ale... Ale coś mówiło mi żebym została z trenerem.  Przysunęłam się do Belikova. 
-O Jejciu Jejciu- wymsknęło mi się. Co ja właściwie robiłam? 
-Rose-Dymitr spią się. Byliśmy przed dormitorium i każdy mógł zobaczyć tą dziwną scenę. 
-Nie mam pojęcia o co mi chodzi- wydukałam. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. To było ważne. Ale nie mogłam oderwać się od myśli, że to Dymitr mnie bardziej potrzebuje. 
-Ja nie mam pojęcia o co mi chodzi- trener obją moją twarz-to jest złe, Rose.
-Wiem- tracąc zdrowy rozsądek przycisnęłam usta do jego ust. To jest złe, Dymitrze. To jest złe i chociaż jego wargi były jak magnes oderwałam się od niego tak szybko jak się zbliżyłam. 


niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 3

Po całym zamieszaniu z Lily i moim domysłem, że ktoś specjalnie tu ją sprowadził, poszłam do dormitorium. Mimo zasady danej mi przez Kirową "Zero towarzystwa" wzięłam sprawę w swoje ręce i olałam beznadziejne reguły panujące w moim życiu.
-Mason- złapałam chłopaka za koszulkę. Ten odwrócił się i uśmiechną.
-Rose. Miło cię znowu zobaczyć. Tym razem w ubraniu. Wiesz mi nie przeszkadzał sam długi t-shirt, ale są ludzie - tu z naciskiem na twojego mentora- którzy mogą nie docenić twoich kobiecych...- z miną mówiącą "chyba sobie żartujesz", przerwałam mu.
-Mentora?-zdaje się, że Mason wie wszystko.
-Słyszałem od Lily co się stało na treningu.
-A ty jej wierzysz?
-To akurat była prawda-trudno mi było zaprzeczyć. 
-Lily, nie wiedziałam, że można upaść tak nisko- Mason zdziwił się.- ona mnie pobiła, idioto!- BAAM. Nawet nie wiedziałam co mówię, byłam zła na tych wszystkich ludzi, którzy uważali Lily za świętą.
-Kłopoty w raju?- tak. Dobijcie mnie Mią.
-To nie raj, bo ty nadal tu stoisz!
-Ktoś tu ma zły dzień. Lily zalazła tobie za skórę. Dobrze ci tak! Jesteś dziw...- okej. Mia nie ukrywa swoich uczuć do mnie. Ale mogłaby się powstrzymać- miejsce publiczne i takie tam.
-Gdzie Lissa?- spytałam Masona ignorując Rinaldi.
-Chyba w swoim pokoju.
-Nie podziękuje. Jesteś dupkiem- odwróciłam się napięcie. Czułam, że coś jest nie w porządku. Najpierw Lily potem Mia. Tak jakby chciały odwrócić moją uwagę.
-Lissa?- otworzyłam drzwi z wielkim hukiem i zamarłam. Obok mojej przyjaciółki siedział Christian Ozera.
-Rose! Patrz co czytamy!- zerknęłam na książkę. Anioły, demony i inne głupoty.- nie wiedziałyśmy jaką mam moc, prawda? Christian dał mi tą księgę. Prawdopodobnie, to moc ducha.
-Moc ducha? Masz w sobie ducha?- nie wierzyłam, że coś takiego jest. Szczerze?  to myślę, że ktoś, kto czyta takie pierdoły nigdy nie znajdzie swojej mocy.
-Moc ducha bierze się z nieba- zaczął Christian.- a niebo ma własny mechanizm- jak można mówić, że niebo to mechanizm?
-Christian. Sądzę, że powinieneś wyjść- przerwałam tę głupią wypowiedź. Chłopak spojrzał na Lissę pytająco, ta kiwnęła głową i już go nie było.- Lissa! on jest niebezpieczny. Nieokiełznany. Może zrobić wszystko.
-Rose, ty tez możesz zrobić wszystko, co widać po nosie Lily.- czyli wiadomość dotarła i do tej części szkoły.- chciałam powiedzieć, że moja moc bierze się od aniołów. Opanowałam wszystkie żywioły, hipnozę i potrafię uzdrawiać. Mam w sobie anielską krew.
-Więc mówisz, że jesteś aniołem?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Tak.
-To, gdzie twe skrzydła, pani? A aureola?
-Rose. To prawda!
-Pójdę już. Dobranoc- wycofałam się. Niech sobie, to przemyśli. Nie można się dowiedzieć, czy jest się aniołem ot tak. Pogrążona w myślach wpadłam do pokoju. To był ciężki dzień.
-Jesteś- serce mi stanęło. Uderzyłam plecami o ścianę.
-Dymitr. Przestraszyłeś mnie.
-Nie ma czasu. Słuchaj uważnie. Przerwano osłonę. Nie ma jej. Ktoś ją zniszczył- jaką cholera osłonę?
-Co?
-Szkoła jest bez ochrony. Magiczna zasłona stworzona przez wampiry, opadła. Musisz biec po Wasilisę. Strzygi zaraz tu będą- dopiero teraz się zorientowałam. Nie mamy zabezpieczenia.
-Ale strzygi nie mogą dotykać...
-To nie były strzygi tylko ludzie- wiedziałam. Mogłam teraz śmiało powiedzieć "a nie mówiłam"

Pognałam do Lissy, jednak w pokoju nie było nikogo. Przecież niedawno jeszcze tu siedziała. Już miałam wychodzić, gdy na podłodze zobaczyłam małą karteczkę:

Ogień, woda, powietrze, ziemia. Zejdźcie się wszystkie żywioły cienia. A dusze odkupicie, anioła upadłego stworzycie. Moc ducha się odrodzi, by zniszczyć to co nadchodzi. Jednak naznaczony pocałunkiem cienia nie będzie mógł zaznać odkupienia.

Słowa grzmiały w mojej głowie jak modlitwa. Zaklęcie. Na pewno, to jest zaklęcie lub przepis. Słowo "przepis" było trochę naciągane, ale lepsze, to niż "zdania dzięki, któremu coś zrobisz". Nieważne.
Dymitr czekał za drzwiami lub przynajmniej powinien, bo jak wyszłam na korytarz, to go nie było.
-Co do...
-Witaj, Rose- z pokoju na przeciwko ,wyszła Lissa. Brodę miała umazaną krwią, a oczy czerwone jarzyły się ze złości. Patrzyłam z niedowierzaniem. Lissa była strzygą. To miało sens. Ktoś ją przemienił, aby utraciła moc.
-Kto ci to zrobił? Lily.- jedyna normalna odpowiedź.
-Nie. Ktoś o wiele gorszy- kto może być gorszy od Lily?
-Co zrobiłaś Dymitrowi?
-Żyje. Na razie- odetchnęłam z ulgą.- Rose? Uważaj- ostrzegała mnie. Dlaczego? Strzygi nie czują. - chcę, żebyś pamiętała, że nie tylko ja miałam moc ducha- nie tylko ona jest aniołem, dopowiedziałam w myślach. Lissa wyszczerzyła czerwone zęby i znikła.
 Podbiegłam do pokoju, w którym był Dymitr. Leżał na podłodze cały we krwi, ale żył. Żył.
-Rose- wyszeptał.
-Przepraszam. Zawaliłam. Gdybym była Lily...
-Ale nie jesteś- nie jestem, prawda.
-Lissa jest strzygą- do oczu napłynęły mi łzy. Nie płacz, nie płacz.
-Trzeba będzie ją zabić- skwitował. Nie można tak mówić. Tak spokojnie o nieuchronnej śmierci mojej przyjaciółki. Ona nie jest niczemu winna.
-Najpierw trzeba ją znaleźć- pogłaskałam go po włosach.- nauczysz mnie walczyć, trenerze- pomogłam mu wstać. Usiłowałam się uśmiechnąć, co mi słabo wyszło. W sercu odczuwałam straszmy ból. -damy radę- nie wiem, czy próbowałam przekonać Dymitra, czy siebie. Niczego już nie byłam pewna.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie. Mam pomysł na te rozdziały :D Jednak za tydzień wyjeżdżam na 2 tygodnie i nie wiem czy będę dodawała kolejne. Postaram się.

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 2

-Co robiłaś w Portland? Ćwiczyłaś na siłowni?- Dymitr po raz trzeci powalił mnie na łopatki. Ze zmęczenia usiadłam na macie.
-Głównie patrzyłam jak Lissa się uczy. Och, nawet nie wiesz jakie to było życie. Iphone, facebook, nawet maszyna do robienia słodziutkich zdjęć!
-Chodzi ci o aparat?- strażnik staną nade mną.
-Nie... to była budka- Dymitr pomógł mi wstać. Jeszcze ze mną nie skończył.
-Dzięki...  o nie- podtrzymałam się trenera.
-Rose?- nie. Znowu to samo. Poczułam, że wciąga mnie umysł Lissy. Teraz widziałam świat jej oczami.
-Księżniczka. Szkoda, że wróciłaś. Jesteś niczym!- Mia Rinaldi. Niska blondynka, suka jak ich mało, właśnie zbliżała się do mojej przyjaciółki z otwartą butelką wody. Lissa czuła, że zaraz zemdleje.
-Przepraszam za nią- Aron,  były chłopak Lissy wkroczył do akcji- tak naprawdę jest miła.
-Spadaj dziwko!- warknęła Rinaldi.
-Widocznie gdzieś bardzo głęboko- oświadczyła Lissa. A zanim się zorientowała miała całą twarz mokrą. Mia rzuciła w nią butelke.
-Boże, jak ja nienawidzę liceum- odwróciła się i zostawiła Arona z jendzą w tyle.
-Rose- ktoś mną potrząsał. Wróciłam do siebie.
-Wredna blondynka - stwierdziłam. Dymitr patrzył na mnie poważnym wzrokiem. Ach, on nic nie wie! - Lissa ma ze mną więź. Mogę wejść do jej głowy.
-Dlaczego nie powiedziałaś o tym dyrektorce?
-Myślałam, że to nie ma znaczenia.
-Rose, nie myśl. Działaj.
-W ten sposób mówisz, że jestem tępa?
-W ten sposób mówię, że postąpiłaś nierozsądnie. Dziesięć kółek- zakomenderował.
-Dzięki za zrozumienie, panie trenerze- zaczęłam biec. Po piątym okrążeniu wysiadałam. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Mięśnie się paliły. Poczułam w gardle krew. Pięknie. Jeszcze będę pluć krwią przed najprzystojniejszym facetem na świecie. Kocham swoje życie.
-Nie dam rady- wychrypiałam. Dymitr tylko na mnie spojrzał. - proszę. Może kiedy indziej.
-Gdy zaatakuje cię strzyga powiesz "dziś nie dam rady. Może kiedy indziej"?- pierwszy żart z jego strony.
-Nie. Tak bym nie powiedziała, bo wyszłabym na słabeusza. Wiałabym gdzie pieprz rośnie.
-Masz racje- ja zawsze mam racje, nawet gdy jej nie mam. To pierwsza zasada kobiet. Przebiegłam jeszcze dwa kółka i dał mi spokój.
-Wieczorem przyjdź do lasu- poinformował.
-Wow. Towarzyszu nie tak prędko. Jeśli chciałeś powiedzieć mi, że mimo mojej słabej formy jestem boska...
-Nie, Rose. Chciałem z tobą poćwiczyć atak i orientacje w terenie, żebyś mogła się przyzwyczaić. Nie zawsze strzyga atakuje na otwartej przestrzeni- spakował sprzęt i już go nie było. Co ja sobie myślałam? Wyszłam z sali i zaczęłam się rozglądać za Lissą.
-Rose!- przyjaciółka siedziała na ławce, koło pracowni pani Koch. Podeszłam do niej. Ta z podekscytowaniem zaklaskała w dłonie. - wiesz, że w szkole jest jakaś nowa? Nazywa się Lily. Jest człowiekiem- to ostatnie zdanie mnie zamurowało. Człowiekiem. Nie ma nic gorszego jak człowiek w akademii pełniej wampirów.
-Liss...- zaczęłam.
-Rose! Przyjęli ją bo jest tak samo dobra jak dampiry!- Lissa (moim zdaniem) za bardzo się podniecała nową uczennicą, ale to dla niej świetny temat do opowieści. - będzie ćwiczyć ze strażnikiem Belikovem. Mówią, że jest świetna! - mina mi zrzedła. Ta dziewczyna będzie się uczyć z Dymitrem? Chyba po moim trupie.
-Skąd wiesz? Jest dopiero dziesiąta- niedawno wstałam, a w szkole już jest nowa. Coś mi tu nie pasowało. Za szybko się tu pojawiła.
-Spotkałam Nore!- tak. Nora. Straszna plotkara.Przewróciłam oczami.- Rose, myślę, że ona ma zostać strażniczką. Moją strażniczką. Podsłuchałam jak Kirowa coś mówi o Dragomirach.- Lissa podsłuchiwała! Co za zmiana.
-Wiesz... jak dyrektorka dowie się o więzi...-myślałam na głos. Liss popatrzyła na mnie zdumiona.
-Musimy siedzieć cicho!- oficjalnie ta pogawędka została zakończona. Lissa wyprostowana i dumna podreptała na lekcje. Zapomniałam jej wspomnieć, że moje siedzenie cicho poszło się paść jakieś pięć minut temu, kiedy to wspomniałam o tym mojemu trenerowi. Oficjalnie zawaliłam.

Po siedmiu godzinach nudów, wreszcie miałam chwile by znowu porozmawiać z przyjaciółką.
-Wasilisa Dragomir i Rose Hathaway proszone do biura dyrektorki- megafon na korytarzu ogłosił mój fatalny upadek. Co ja zrobiłam?
-Frajerka!- ktoś za mną krzykną. Odwróciłam się. Mia.
-Pomóc w czymś, Rinaldi? - blondynka uśmiechnęła się szyderczo.
-Krwawa dziwka. Powiedz, czy nie było przyjemnie?- o nie. Nie nie nie nie. Nie mogła się dowiedzieć. Od paru dobrych miesięcy karmiłam Lissie moją krwią. Co nie było pochwalane w naszym świecie. Nikt tego nie wiedział oprócz mnie i morojki.
-Czego chcesz?
-Do szkoły przybyła nowa, uważaj- zaskoczona jej słowami bez namysłu pobiegłam do Kirowej. Cokolwiek miała mi powiedzieć, na pewno nie jest to aż tak denerwujące i dziwne. Mia chyba cierpiała na syndrom zimnej suki.

-Rosemarie. W końcu.- w gabinecie dyrektorki zastałam Dymitra i Lisse siedzącą w fotelu.
-Chciałam tylko zawiadomić, że mamy w szkole nową uczennicę. Lily Ashton- Ashton? czy to jest jakaś telenowela? - będzie ona szkolić się z tobą Rose. Pod okiem strażnika Belikova. Pewnie zostanie Wasilisy strażniczką.- c o. NIE.
-Lissa- odezwałam się.- jak z siedzeniem cicho? - wiedziała o co mi chodzi. O więź. Trzeba to powiedzieć.
-Nie za dobrze- odparła. Dymitr i Kirowa nie wiedzieli o co chodzi.
-Lissa i ja mamy więź. Mogę wejść do jej głowy. Wiem co czuje- tłumaczyłam. Dyrektorka popatrzyła na nas wielkimi oczami.- nie może pani pozwolić na rozdzielenie nas. To ja jestem jej straż...
-Jesteś nowicjuszką, Rose! Lily jest tak samo sprawna ja dampiry. Na pewno walczy lepiej od ciebie. Nie ćwiczyłaś dwa lata!- mogła stwierdzić fakty, ale nie przy Dymitrze. Co za idiotka.
-Dam radę.
-Do testu zostało pół roku- test. Za pół roku miałabym już mieć pod swoją opieką moroja, ale jak tak dalej pójdzie to zostanę nowicjuszem w tej akademii przez następne sto lat.
-Wiem, że zrobiłam słusznie! Że wyciągnęłam stąd Liss. Musiałam! Nie mam pojęcia, ale coś mi mówiło- "Lissa jest w niebezpieczeństwie, Rose. Uciekajcie. Złapią was obie. Jesteście połączone. Jesteś naznaczona Pocałunkiem Cienia"- coś mi mówiło, że dzieje się coś niedobrego. Muszę zostać jej strażnikiem. Choćby dlatego, że tak każe mi panna Karp.
-Że co?- Kirowa nie ukrywała oburzenia.
-Myślę, że ona na mnie wpłynęła. Ona mi kazała to zrobić- zeszliśmy z tematu paskudnej Lily. - Panna Karp powiedziała, że oni ją zabiorą. Że jestem naznaczona Pocałunkiem Cienia.
-Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz.
-Tu wystarczy mieć mózg!- wykrzyknęłam.
-Myślę, że pani Karp cię oszukała. Ona była chora. Nie wiedziała co mówi.
-Była?- zapytałam Kirową. Nastała niezręczna cisza.- tutaj podajesz mi szczegóły- zachęcałam.
-Strażniku Belikov za godzinę masz trening z Lily i Rose. Dopilnuj, żeby nie skakały sobie do gardeł. Możecie odejść- zmieniła temat. Typowe. Już miałam wychodzić kiedy Lissa zaczęła mówić spokojnym głosem.
-Myli się pani, Rose powinna być moją strażniczką. Niech pani to przemyśli- używała wpływu. Nigdy tego nie pochwalałam. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dobrze jej tak. Kirowa powinna być bardziej... wrażliwa.

Po godzinie. Punktualnie zjawiłam się na skraju lasu czekając na Dymitra.
-Pan Belikov?- przede mną stała wysoka i szczupła dziewczyna. Jej rude włosy okalały okrągłą twarz. Lily. Cóż ładna, ale czy nie ślepa? Oczywiście, że jestem śliczna, tak jak Dymitr, ale odróżnianie płci przeciwnej to podstawa!
-Rose- przedstawiłam się niechętnie. Dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem.
-To ty jesteś tą nowicjuszką?- jak ona tak mogła powiedzieć?
-To ty jesteś tym człowiekiem?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.- masz marne szanse w starciu ze mną lub kimkolwiek- byłam wredna. Co nie poprawiało mojej obecnej sytuacji.
-Za niedługo będę strażniczką księżniczki- chwaliła się.
-Chyba w innym życiu...
-Rose!- Dymitr przerwał naszą sprzeczkę. Wyglądał jak zawsze przepięknie. Spojrzałam na Lily. Ona też lustrowała go z góry na dół.
  Trener pokazał nam parę ruchów, a następnie kazał nam to przećwiczyć na sobie. Miałyśmy ze sobą walczyć. Co za pech. Włożyłam w to całą siebie i odrobinę więcej dumy. Nie może mnie pokonać człowiek.
-Masz marne szanse w starciu ze mną lub kimkolwiek- zacytowała moje słowa, gdy po raz drugi upadłam. Tego już było za wiele. Szybko się podniosłam i pięścią przywaliłam w jej mały, piegowaty nos, aż na trawę zaczęła cieknąć krew.
-Każdy widział, że próbowałam być miła! W połowie...- zaoponowałam. Dymitr podszedł do Lily, ale ta odmówiła pomocy. Nie chciała wyjść na rudą babę w opałach.
-Rose zdaje się, że musimy porozmawiać- mogę dostawać taką kare codziennie. Gdy odeszliśmy dostatecznie daleko zaczęłam:
-Dymitr, wysłuchaj mnie. Dla mnie jest to trochę dziwne. To człowiek. Zjawia się tak nagle po tym jak ja i Lissa wróciłyśmy. Coś jest nie tak- wiedziałam już co jest nie tak."Lissa jest w niebezpieczeństwie, Rose. Uciekajcie. Złapią was obie. Jesteście połączone. Jesteś naznaczona Pocałunkiem Cienia". O n i. Być może chodziło o strzygi. Ale strzygi nie mogą wejść do akademii. Tylko ludzie.

Skończyłam wcześniej!  Rozdział w kij nudny, postaram się następny napisać ciekawiej itp.
Pozdrawiam :)

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 1

 Obudziłam się cała zalana potem. Nawet gdy śpię muszę robić fatalne wrażenie. Przetarłam oczy i od razu wróciła mi ostrość.
  Leżałam na kanapie- o dziwo wygodnej- przykryta czymś w rodzaju koca. Podniosłam się i od razu położyłam. Ktoś musiał nieźle mnie znokautować.
-Obudziłaś się- nie wiedziałam, że osoba, która to powiedziała jest wróżką. Obudziłam się, oczywiście. Ale ja nie chciałam się budzić. Wszystko mnie bolało. A mówiąc wszystko miałam na myśli wszystko. Począwszy od głowy.
  -Dimit - wyszeptałam. Chociaż w głębi wiedziałam, że pomyliłam jego imię. Zawsze miałam do nich słabość. - Czy to ważne? - znowu się podniosłam i usiadłam.
-Dimi...
-Nie prosiłam, żebyś mnie poprawiał. Zapytałam "Czy to ważne?". Więc oczekiwałam zwykłego "nie"- dopiero teraz zauważyłam, że miał posiniaczone oko. Ups. - Ja... przepraszam- czasami przepraszam. Czasami gdy zrobi mi się głupio. A teraz tak było. Nie dość, że go pobiłam, to jeszcze odzywałam się jak gówniara.
-To szok- powiedział poważnym głosem. Dlaczego wszyscy wszystko zawsze zwalają na szok?
-Na pewno. Gdzie ja jestem?- podstawowe pytanie skauta.
-W Akademii dokładniej w sali 521- dzięki za dodatkowe informacje, przyda się gdy pewnie nie będę mogła wyjść.- w salonie dyrektorki- ciągną.
-Ugh. Dyrektorki. Ona jest zdzir... .- nie zdążyłam powiedzieć mojej obelgi, bo w tym samym czasie weszła Kirowa. Tak jak zawsze chuda i w długiej ciasnej sukience.
- Rose Hathaway- cud, że pamięta moje imię. Bez tego byłabym niczym.- wstań- z niechęcią zwlekłam się z kanapy i stanęłam przed dyrektorką. - chciałabym cię powiadomić, że zostajesz wydalona z Akademii Św. Władimira- dopiero co tu weszłam, a już mnie tu nie chcą.
-Nie możesz tego zrobić!- krzyknęłam oburzona.
-Zgadzam się z Hathaway- wtrącił Dim... coś tam.- jest jedną z niewielu kobiet strażniczek. A ma potencjał- uśmiechnęłam się.- może jest trochę niewychowana, roztrzepana,  gadatliwa, arogancka, wybuchowa...
-Nie za dużo przymiotników i barwnych relacji mojego charakteru? znam swoją osobowość- zastanowiła się.
-Dam ci surową karę. Masz treningi rano i wieczorem. Nie może pani brać udziału w życiu towarzyskim szkoły.
-Co... ale... . Pani dyrektor ja bez życia towarzyskiego? - nie wiedziałam co zrobi, ale postanowiła zakończyć tę rozmowę.
-Odprowadzę cię do pokoju- zaproponował strażnik D. Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam gdzie jest mój pokój.
-Przepraszam, że cię tak urządziłam. Przesadziłam- wyszłam z sali 521 szybkim krokiem. Pan D. dogonił mnie.
  Na korytarzach wiało pustkami. Był ranek. Czyli wieczór dla wampirów.
-To strażnik Rybakow cię uderzył. Nie był to najlepszy pomysł, ale inaczej byś nie wyszła.
-Aha. Czyli przywaliliście mi w głowę, żebym wróciła do szkoły bez gadania?- pomyślałam- też bym tak zrobiła- przecięliśmy kolejny korytarz. A następnie stanęliśmy przed moim pokojem.
-Dimitri- odparł z innej beczki.
-Znam two... pana imię- parsknęłam.- po prostu miałam chwilowy zanik pamięci. Myślałam, że nazywasz się Belikov. Wtedy uznałam, że masz pecha do nazwisk.
-Nazywam się Dimitri Belikov. Do zobaczenia- i w tym momencie zalałam się cała rumieńcem. Obraziłam go. Znowu.
  Upokorzona weszłam do klitki. Mały pokoik z biurkiem, szafą i łóżkiem plus łazieneczka. Luksus przez następny rok.
Rzuciłam się na materac i od razu pomyślałam o Lissie. Gdzie ona jest? muszę się z nią skontaktować. Odwróciłam się na prawy bok. Coś pode mną zaszeleściło. Zerwałam się i już w ręku miałam list. A raczej listę zajęć.
   A już myślałam, że przyjęli mnie do Hogwartu.
   Milion lekcji dziennie nie wróżyło nic dobrego. Lissa ma na pewno mniej. Lissa. Pewnie jest bezpieczna. Czuję to. Morojka jest spokojna. Śpi.
   Z powrotem położyłam się na łóżku. Moje myśli krążyły wokół dzisiejszego wydarzenia. W okół strażnika Dymitra. Nienawidzę języka rosyjskiego. Sprawia, że jego imię robi się starożytne i stare, i brzmi jak imię dziewczyny po operacji ust. Równie dobrze mogą na niego wołać Dimitria.

-Rose?- ktoś mną potrząsną.
-Co?- szepnęłam zaspana- jeszcze chwilkę- nawet nie wiedziałam kto stoi nade mną, poczułam tylko, że zaraz oszaleję jeśli ten osobnik nie wyjdzie z mojego pokoju.
-Rose twój trening trwa już od piętnastu minut- zerwałam się na równe nogi. Przede mną stał Mason. Mason przyjaciel, o którym zapomniałam. Jak on się tu dostał? zresztą nie ważne.
-Ale skąd wiesz, że mam trening?- weszłam do łazienki by obmyć twarz.
-Cała szkoła żyje waszym powrotem- odparł bez zastanowienia- usłyszało się nie jedno o tym co teraz robicie, dlaczego uciekłyście.
-Dlaczego?- chciałam dowiedzieć się jakie plotki krążą po akademii.
-Myślą, że Lissa jest w ciąży-  zaczęłam się śmiać. Niemożliwe. Ktoś musi być idiotą, żeby tak sądzić. Spojrzałam na Masona. Nie zmienił się. Nadal jest przystojny.
-Musisz wyjść- chciałam się przebrać i iść na ten głupawy trening.- dzięki, że mnie obudziłeś- Mason uśmiechną się.
-To do zobaczenia na zajęciach- rzucił na odchodnym i wyszedł.

Gdy zbliżałam się do sali gimnastycznej uświadomiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia kto będzie mnie uczył. Kto w ogóle chciał by mnie uczyć?
-Dymitr?- czekał tam ze związanymi włosami i patrzył na mnie z wielkim grymasem. Już wiedziałam, że mi nie podaruje. Spóźniłam się, a na dodatek zmaltretowałam mu piękną  twarz. Ten trening będzie najgorszym doświadczeniem w moim beznadziejnie nudnym życiu. Będę żałowała, że w ogóle się urodziłam.


Okay. Ten rozdział był takim wstępem ( nudnym jak cholera wstępem). Powinnam napisać więcej. 
Obiecuję, że następny będzie bardziej rozwinięty. 
 I przepraszam za błędy XD

 

poniedziałek, 14 lipca 2014

Prolog

 1000 500 vampire academy zoey deutch lucy fry vaedit VAgif

-Rose. Czy myślisz, że Adam może włóczyć się pod naszym oknem z kolegami?-  Lissa nie przestawała mnie zaskakiwać w ostatnich dniach za dużo się przejmowała nagłym wtargnięciem strażników.  Morojka stała przed oknem w sypialni.
-Adam? on ma jakiś kolegów?- Adam to bardzo dziwny współlokator. Jednak na nasze szczęście zadawał mało pytań. Generalnie tylko był w tym mieszkaniu "duchem" ledwo go widziałyśmy.
-Dlatego się pytam. Zresztą pewnie wpadam w paranoje.- Lissa spochmurniała.  Była zdołowana nie tym, że możemy w każdej chwili wrócić do akademii, tylko tym, że ten nieszczęsny sąsiad nie jest zbytnio towarzyski. Koszmar.
 Podeszłam do okna i zobaczyłam dwie postacie ubrane całe na czarno. Adam mimo swojej mrocznej osobowości nigdy nie zadałby się z osobnikami typu "zrobisz to co każę, albo rozwalę ci twarz" Adamowi jednak nie ma czego rozwalać. Był brzydki jak cholera.
  Spojrzałam na dwa cienie i nagle podskoczyłam. Dzwonek do drzwi wołał, że mamy niezapowiedzianego gościa. Spięłam się.
-Poczekaj tu.- rozkazałam Lissie. Podreptałam i otworzyłam, a w drzwiach ukazał się mężczyzna. Powyżej dwudziestki. Włosy miał proste i czarne jak noc.
-Kim ty do jasnej cholery jesteś?- może to nie było miłe przywitanie, ale to nie ja pukam do domu wampirzycy i jej ochroniarza w środku nocy.
-Strażnikiem.- mogłam się domyślić po ubiorze. Jednak zwracałam uwagę na coś innego. Twarz, była wręcz przeciwieństwem Adama. Ta twarz była piękna.
  Otrząsnęłam się z dziwnych myśli. To obcy.
-Mam za zadanie sprowadzić...
-Księżniczkę Dragomir do Akademii Św. jakiegoś tam... znam tę kwestię na pamięć.  Dziękujemy za powiadomienie, że nadal nas szukacie. A teraz z łaski swojej musisz zmierzyć się ze mną, żeby Lissę stąd wyciągnąć. - Byłam świadoma, że rozwali mnie swoją zwinnością i tak dalej. W końcu nie trenowałam już dwa lata. Strażnik po prostu mnie odepchną, a następnie wszedł do mieszkania.
-Bezczelność.- skwitowałam po czym rzuciłam się mu na plecy. Od razu się odwrócił i złapał mnie za nadgarstki. Tak, to by było na tyle. Zostałam przyłapana. Nie dałam rady go pokonać. On był doświadczonym strażnikiem.
-Dimitri Belikov!- krzyknęła Lissa. Jak?- Rose! co ty wyprawiasz!- skarciła mnie. Oni się znali? nie mam pojęcia jakim cudem, ale postanowiłam nie wierzyć żadnemu. Ukrywała przede mną, że zna tak przystojnego faceta. Okrucieństwo.  Wyprostowałam się dumnie. Mimo przegranej nadal miałam nienaruszoną fryzurę. Jeśli można tak nazwać po prostu rozpuszczone włosy.  
-Panienko Dragomir muszę panią sprowadzić do szkoły.- tłumaczył. Lissa stała spokojnie. 
-Czekam.- stanowczo przerwałam ciszę. Dimitri i Lissa zwrócili na mnie wzrok.- na wyjaśnienia.- dokończyłam.
-Rose, bo ja... ja znam strażnika Belikova. Poprosiłam, żeby...
-Żeby przybył tu ze swoja bandą zapyziałych snobów i zwrócił nas do akademii? Coś ci to nie wyszło! Nigdzie się nie wybieram. Ty również. - stanowczość w moim głosie przypomniała jej dlaczego w ogóle się tu znalazłyśmy. Uciekłyśmy ze szkoły. A ona chciała wrócić.
-Przykro mi... Rose!- nagle z nie wiadomego powodu zaczęła wrzeszczeć. 
   A potem zapadła ciemność. Wiedziałam, że Akademia dla wampirów nie przyniesie żadnych przywilejów, ale żeby ogłuszyć a potem wepchać do samochodu? to chyba przeszło nawet ich oczekiwania. Akademia wpajała, że trzeba się umieć obronić. Przed straceniem przytomności zdążyłam kogoś kopnąć w twarz. I to był chyba Dimitri Belikov.