piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 2

-Co robiłaś w Portland? Ćwiczyłaś na siłowni?- Dymitr po raz trzeci powalił mnie na łopatki. Ze zmęczenia usiadłam na macie.
-Głównie patrzyłam jak Lissa się uczy. Och, nawet nie wiesz jakie to było życie. Iphone, facebook, nawet maszyna do robienia słodziutkich zdjęć!
-Chodzi ci o aparat?- strażnik staną nade mną.
-Nie... to była budka- Dymitr pomógł mi wstać. Jeszcze ze mną nie skończył.
-Dzięki...  o nie- podtrzymałam się trenera.
-Rose?- nie. Znowu to samo. Poczułam, że wciąga mnie umysł Lissy. Teraz widziałam świat jej oczami.
-Księżniczka. Szkoda, że wróciłaś. Jesteś niczym!- Mia Rinaldi. Niska blondynka, suka jak ich mało, właśnie zbliżała się do mojej przyjaciółki z otwartą butelką wody. Lissa czuła, że zaraz zemdleje.
-Przepraszam za nią- Aron,  były chłopak Lissy wkroczył do akcji- tak naprawdę jest miła.
-Spadaj dziwko!- warknęła Rinaldi.
-Widocznie gdzieś bardzo głęboko- oświadczyła Lissa. A zanim się zorientowała miała całą twarz mokrą. Mia rzuciła w nią butelke.
-Boże, jak ja nienawidzę liceum- odwróciła się i zostawiła Arona z jendzą w tyle.
-Rose- ktoś mną potrząsał. Wróciłam do siebie.
-Wredna blondynka - stwierdziłam. Dymitr patrzył na mnie poważnym wzrokiem. Ach, on nic nie wie! - Lissa ma ze mną więź. Mogę wejść do jej głowy.
-Dlaczego nie powiedziałaś o tym dyrektorce?
-Myślałam, że to nie ma znaczenia.
-Rose, nie myśl. Działaj.
-W ten sposób mówisz, że jestem tępa?
-W ten sposób mówię, że postąpiłaś nierozsądnie. Dziesięć kółek- zakomenderował.
-Dzięki za zrozumienie, panie trenerze- zaczęłam biec. Po piątym okrążeniu wysiadałam. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Mięśnie się paliły. Poczułam w gardle krew. Pięknie. Jeszcze będę pluć krwią przed najprzystojniejszym facetem na świecie. Kocham swoje życie.
-Nie dam rady- wychrypiałam. Dymitr tylko na mnie spojrzał. - proszę. Może kiedy indziej.
-Gdy zaatakuje cię strzyga powiesz "dziś nie dam rady. Może kiedy indziej"?- pierwszy żart z jego strony.
-Nie. Tak bym nie powiedziała, bo wyszłabym na słabeusza. Wiałabym gdzie pieprz rośnie.
-Masz racje- ja zawsze mam racje, nawet gdy jej nie mam. To pierwsza zasada kobiet. Przebiegłam jeszcze dwa kółka i dał mi spokój.
-Wieczorem przyjdź do lasu- poinformował.
-Wow. Towarzyszu nie tak prędko. Jeśli chciałeś powiedzieć mi, że mimo mojej słabej formy jestem boska...
-Nie, Rose. Chciałem z tobą poćwiczyć atak i orientacje w terenie, żebyś mogła się przyzwyczaić. Nie zawsze strzyga atakuje na otwartej przestrzeni- spakował sprzęt i już go nie było. Co ja sobie myślałam? Wyszłam z sali i zaczęłam się rozglądać za Lissą.
-Rose!- przyjaciółka siedziała na ławce, koło pracowni pani Koch. Podeszłam do niej. Ta z podekscytowaniem zaklaskała w dłonie. - wiesz, że w szkole jest jakaś nowa? Nazywa się Lily. Jest człowiekiem- to ostatnie zdanie mnie zamurowało. Człowiekiem. Nie ma nic gorszego jak człowiek w akademii pełniej wampirów.
-Liss...- zaczęłam.
-Rose! Przyjęli ją bo jest tak samo dobra jak dampiry!- Lissa (moim zdaniem) za bardzo się podniecała nową uczennicą, ale to dla niej świetny temat do opowieści. - będzie ćwiczyć ze strażnikiem Belikovem. Mówią, że jest świetna! - mina mi zrzedła. Ta dziewczyna będzie się uczyć z Dymitrem? Chyba po moim trupie.
-Skąd wiesz? Jest dopiero dziesiąta- niedawno wstałam, a w szkole już jest nowa. Coś mi tu nie pasowało. Za szybko się tu pojawiła.
-Spotkałam Nore!- tak. Nora. Straszna plotkara.Przewróciłam oczami.- Rose, myślę, że ona ma zostać strażniczką. Moją strażniczką. Podsłuchałam jak Kirowa coś mówi o Dragomirach.- Lissa podsłuchiwała! Co za zmiana.
-Wiesz... jak dyrektorka dowie się o więzi...-myślałam na głos. Liss popatrzyła na mnie zdumiona.
-Musimy siedzieć cicho!- oficjalnie ta pogawędka została zakończona. Lissa wyprostowana i dumna podreptała na lekcje. Zapomniałam jej wspomnieć, że moje siedzenie cicho poszło się paść jakieś pięć minut temu, kiedy to wspomniałam o tym mojemu trenerowi. Oficjalnie zawaliłam.

Po siedmiu godzinach nudów, wreszcie miałam chwile by znowu porozmawiać z przyjaciółką.
-Wasilisa Dragomir i Rose Hathaway proszone do biura dyrektorki- megafon na korytarzu ogłosił mój fatalny upadek. Co ja zrobiłam?
-Frajerka!- ktoś za mną krzykną. Odwróciłam się. Mia.
-Pomóc w czymś, Rinaldi? - blondynka uśmiechnęła się szyderczo.
-Krwawa dziwka. Powiedz, czy nie było przyjemnie?- o nie. Nie nie nie nie. Nie mogła się dowiedzieć. Od paru dobrych miesięcy karmiłam Lissie moją krwią. Co nie było pochwalane w naszym świecie. Nikt tego nie wiedział oprócz mnie i morojki.
-Czego chcesz?
-Do szkoły przybyła nowa, uważaj- zaskoczona jej słowami bez namysłu pobiegłam do Kirowej. Cokolwiek miała mi powiedzieć, na pewno nie jest to aż tak denerwujące i dziwne. Mia chyba cierpiała na syndrom zimnej suki.

-Rosemarie. W końcu.- w gabinecie dyrektorki zastałam Dymitra i Lisse siedzącą w fotelu.
-Chciałam tylko zawiadomić, że mamy w szkole nową uczennicę. Lily Ashton- Ashton? czy to jest jakaś telenowela? - będzie ona szkolić się z tobą Rose. Pod okiem strażnika Belikova. Pewnie zostanie Wasilisy strażniczką.- c o. NIE.
-Lissa- odezwałam się.- jak z siedzeniem cicho? - wiedziała o co mi chodzi. O więź. Trzeba to powiedzieć.
-Nie za dobrze- odparła. Dymitr i Kirowa nie wiedzieli o co chodzi.
-Lissa i ja mamy więź. Mogę wejść do jej głowy. Wiem co czuje- tłumaczyłam. Dyrektorka popatrzyła na nas wielkimi oczami.- nie może pani pozwolić na rozdzielenie nas. To ja jestem jej straż...
-Jesteś nowicjuszką, Rose! Lily jest tak samo sprawna ja dampiry. Na pewno walczy lepiej od ciebie. Nie ćwiczyłaś dwa lata!- mogła stwierdzić fakty, ale nie przy Dymitrze. Co za idiotka.
-Dam radę.
-Do testu zostało pół roku- test. Za pół roku miałabym już mieć pod swoją opieką moroja, ale jak tak dalej pójdzie to zostanę nowicjuszem w tej akademii przez następne sto lat.
-Wiem, że zrobiłam słusznie! Że wyciągnęłam stąd Liss. Musiałam! Nie mam pojęcia, ale coś mi mówiło- "Lissa jest w niebezpieczeństwie, Rose. Uciekajcie. Złapią was obie. Jesteście połączone. Jesteś naznaczona Pocałunkiem Cienia"- coś mi mówiło, że dzieje się coś niedobrego. Muszę zostać jej strażnikiem. Choćby dlatego, że tak każe mi panna Karp.
-Że co?- Kirowa nie ukrywała oburzenia.
-Myślę, że ona na mnie wpłynęła. Ona mi kazała to zrobić- zeszliśmy z tematu paskudnej Lily. - Panna Karp powiedziała, że oni ją zabiorą. Że jestem naznaczona Pocałunkiem Cienia.
-Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz.
-Tu wystarczy mieć mózg!- wykrzyknęłam.
-Myślę, że pani Karp cię oszukała. Ona była chora. Nie wiedziała co mówi.
-Była?- zapytałam Kirową. Nastała niezręczna cisza.- tutaj podajesz mi szczegóły- zachęcałam.
-Strażniku Belikov za godzinę masz trening z Lily i Rose. Dopilnuj, żeby nie skakały sobie do gardeł. Możecie odejść- zmieniła temat. Typowe. Już miałam wychodzić kiedy Lissa zaczęła mówić spokojnym głosem.
-Myli się pani, Rose powinna być moją strażniczką. Niech pani to przemyśli- używała wpływu. Nigdy tego nie pochwalałam. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dobrze jej tak. Kirowa powinna być bardziej... wrażliwa.

Po godzinie. Punktualnie zjawiłam się na skraju lasu czekając na Dymitra.
-Pan Belikov?- przede mną stała wysoka i szczupła dziewczyna. Jej rude włosy okalały okrągłą twarz. Lily. Cóż ładna, ale czy nie ślepa? Oczywiście, że jestem śliczna, tak jak Dymitr, ale odróżnianie płci przeciwnej to podstawa!
-Rose- przedstawiłam się niechętnie. Dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem.
-To ty jesteś tą nowicjuszką?- jak ona tak mogła powiedzieć?
-To ty jesteś tym człowiekiem?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.- masz marne szanse w starciu ze mną lub kimkolwiek- byłam wredna. Co nie poprawiało mojej obecnej sytuacji.
-Za niedługo będę strażniczką księżniczki- chwaliła się.
-Chyba w innym życiu...
-Rose!- Dymitr przerwał naszą sprzeczkę. Wyglądał jak zawsze przepięknie. Spojrzałam na Lily. Ona też lustrowała go z góry na dół.
  Trener pokazał nam parę ruchów, a następnie kazał nam to przećwiczyć na sobie. Miałyśmy ze sobą walczyć. Co za pech. Włożyłam w to całą siebie i odrobinę więcej dumy. Nie może mnie pokonać człowiek.
-Masz marne szanse w starciu ze mną lub kimkolwiek- zacytowała moje słowa, gdy po raz drugi upadłam. Tego już było za wiele. Szybko się podniosłam i pięścią przywaliłam w jej mały, piegowaty nos, aż na trawę zaczęła cieknąć krew.
-Każdy widział, że próbowałam być miła! W połowie...- zaoponowałam. Dymitr podszedł do Lily, ale ta odmówiła pomocy. Nie chciała wyjść na rudą babę w opałach.
-Rose zdaje się, że musimy porozmawiać- mogę dostawać taką kare codziennie. Gdy odeszliśmy dostatecznie daleko zaczęłam:
-Dymitr, wysłuchaj mnie. Dla mnie jest to trochę dziwne. To człowiek. Zjawia się tak nagle po tym jak ja i Lissa wróciłyśmy. Coś jest nie tak- wiedziałam już co jest nie tak."Lissa jest w niebezpieczeństwie, Rose. Uciekajcie. Złapią was obie. Jesteście połączone. Jesteś naznaczona Pocałunkiem Cienia". O n i. Być może chodziło o strzygi. Ale strzygi nie mogą wejść do akademii. Tylko ludzie.

Skończyłam wcześniej!  Rozdział w kij nudny, postaram się następny napisać ciekawiej itp.
Pozdrawiam :)

5 komentarzy:

  1. Podoba mi się to jak piszesz.:) Jestem ciekawa co się dalej stanie między Rose a Lily. Kiedy mogę się spodziewać kolejnego rozdziału? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział pojawi się w tym tygodniu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawaj kolejny rozdział bo wciągnełam się w twojego bloga XD Fajnie piszesz więc z niecierpliwością czekam na następną notke :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Spodobał mi się styl Twojego pisania. Zawsze doszukam się kilku błędów, dlatego radzę trochę popracować nad interpunkcją. Ciekawi mnie wątek Rose i Lily. Myślę, że jeszcze tu wpadnę, ale na razie życzę powodzenia w prowadzeniu bloga, no i dużo weny. Ona zawsze się przydaje.
    Pozdrawiam, CM... :)

    cichamelancholia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze Kunegunda nieźle spóźniona >.< Ale może mi to wybaczysz =D
    Oho... będzie jatka jak nic! No oczywiście. Dostaje się najmniej winnej ;/ ale dobrze jej tak =D Rudy to nieprzypadkowy kolorek włosów hehe...
    To ja z niecierpliwością czekam na następny... =)
    Pozdrawiam:
    Kunegunda ^,^

    OdpowiedzUsuń