środa, 1 lipca 2015

Rozdział 12

 1000 500 vampire academy zoey deutch lucy fry vaedit VAgif
-Poczekaj, Rose.- Już miałam zacząć czytać, gdy ten nieznośny Christian Ozera mi przerwał.
-Co znowu? Strażnicy? Szkoła się pali?
-Po prostu jedź.- Nakazał, a ja z zaskoczeniem wypisanym na twarzy wskazałam na niego palcem.
-Ty?
-Musimy znaleźć jakiś hotel.- Poinformował. Wyciągną mapę ze schowka. Swoją drogą czy on potrafi czytać z mapy? I dlaczego wcześniej nie wpadłam na ten schowek!
-Proponujesz mi coś?- spytałam, ale nie oczekiwałam odpowiedzi. To był Christian, a ja byłam Rose. Wzajemnie się wykluczamy nawet jeśli chodzi o przyjaźń.
-Chciałbym, ale teraz nie mamy czasu. Musimy się ukryć. Szkoła nas wyda w ręce strażników.- Przyznałam mu rację. Może i byli to ludzie, ale moroje i dampiry mają kontakty nawet w takich zadu... marnych miejscach zamieszkania.Nie będę obrażać życia innej rasy. Mają wojsko i specjalnych naukowców. Jeszcze by nas otruli.
-Dobra.- Odpaliłam samochód i wjechałam na główna ulicę. Prawdopodobnie jedyną większą drogę w tym mieście. Zastanawiałam się co my teraz zrobimy. Nie mogliśmy wrócić do szkoły, zgubiliśmy kuzynkę Christiana, a do tego moja najlepsza przyjaciółka została strzygą. Cudo. Nie mogło być lepiej.
-Za dziesięć minut powinien być motel.
 Dopiero po skręceniu ósmy raz w prawo ukazał nam się mały budynek.
Motel był. Jednak to co zobaczyłam jak weszłam do środka przypominało... przepraszam, ale burdel. Cóż, w końcu był to motel.
  W recepcji dali nam klucz do pokoju, praktycznie bez meldunku.
Wyczerpana rzuciłam się na łoże małżeńskie. Ozera chrząknął.
-Hathaway, słuchaj mamy problem.
-Tak wiem. Ty będziesz spać, a ja obstawie warte.
-O to z tym dwa problemy.- Podniosłam się na łokciach.
-Dwa?
-No wiesz... te- Wskazał na kły- Sprawy.- On chyba sobie żartował. Na pewno sobie żartował. Musiał.
-O nie.- Jęknęłam. Christian był głodny. W sumie ja też, ale mi potrzeba hamburgera, a nie rozprutej żyły.- Nie wytrzymasz?- To pytanie było głupie. Chłopak musiał nie jeść od paru dni.
-Ja...
-Chodź.- Wstałam. Nagle powróciła do mnie cała energia. Pewnie wpływ miał na to instynkt samozachowawczy.
 Zeszliśmy do holu i za ladą zobaczyliśmy kobietę z blond włosami. Odwróciłam wzrok. Za bardzo przypominała mi Lissę.
-Wiesz co masz robić.- Skinął głową. Zamknęłam oczy, byleby nie widzieć jak chłopak wbija swoje zęby w szyję niewinnej osoby. Chociaż swoim ubiorem mogła nie uchodzić za obiekt świętości.
 Pamiętam jak ja się czułam, gdy Lissa piła moją krew. Otumaniona chciałam więcej.
 Usłyszałam westchnienie dziewczyny i się skrzywiłam.
-Możemy już iść.- Wyszeptał Christian po pięciu minutach.
-Całe szczęście. Mam nadzieję, że nie będzie pamiętać.- Mam nadzieję, że ja też zapomnę. Wzdrygnęłam się.
-Chodź na górę odpocząć.- Rozkazałam. Ledwo co doszłam na piętro, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Usiadłam na podłodze i oparłam plecy o ścianę.
-Może ty powinnaś...- Zaprzeczyłam szybko.
-Musisz wypocząć.- Moroj zakopał się w pościeli i nagle zaczęłam żałować, że jestem strażnikiem. No nowicjuszką. Dziwnie się czułam bez więzi. Wiedziałam,  że istnieje i to mnie uspokajało.
 Gdy promienie słońca oblały pokój, byłam padnięta. Musieliśmy się przestawić na tryb ludzi ze względów bezpieczeństwa co było istnym koszmarem.
-Dzień dobry, Rose.- Christian'owi najwyraźniej humor dopisywał.
-Cześć.- Mruknęłam.- Musimy czekać, aż coś się wydarzy.- Przyznałam z niechęcią.
-Masz świadomość tego, że to coś więcej niż strzygi?
-Adrian... nieważne, ale on mowił, że Lily była aniołem i Lissa też.- Rzuciłam. Christian sam podsunął pewną książkę Lissie w Akademii.
-Lily to człowiek.
-Nie do końca.- Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mówić, że nie mam zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. W moim świecie byli moroje, dampiry i strzygi, które trzeba zabijać. Fakt, że Lissa nie znalazła swojej mocy pogarszał sprawę. Na dodatek ktoś specjalnie ją przemienił. Tego było za wiele. Zaklęcie i list. Nie wiedziałam nic o dziwnej karteczce, a teraz też nie miałam odwagi przeczytać listu od mojej przyjaciółki.
-Mamy jedną poszlakę.- Stwierdził Ozera.- Po prostu przeczytaj. Będziesz wiedziała na czym stoisz.- Wolałam stać tylko na zielonej wykładzinie w obskurnym motelu.
-Masz rację.- Co się ze mną dzieje? Nie mogłam mu przyznać racji! Może popaść w samozachwyt.
 Wygrzebałam kopertę.
-Boisz się.- Nie bałam się. Nie bałam się uciec ze szkoły, jeść ciastek Lydii Ozery i nie boję się tego co może być w tym liście.
-Nigdy.- Spojrzałam na koślawe literki. Zdecydowanie, to pismo Lissy.

Rose
Mówili, że w Akademii było bezpiecznie. Mylili się. Przepraszam za wszystko. Obawiałam się swojej mocy i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Istoty Żywiołów mnie wzywały. To czym jestem zmieniło mnie. Powiedzieli, że jestem Lir powierniczką nieśmiertelności. To nie anioł! Wszystko było błędem. 

-I jak?- Dosłyszałam głos Christiana.
-To nie anioł.- Zrobił głupią minę, a ja się zaśmiałam z bezradności. Lissa nie była poetką, ani nie pajała chęcią pogłębiania języka angielskiego. Jednak to, co napisała wydawało się nie mieć sensu. Może odnalazła w sobie nowe pokłady ukrytego talentu. Jedyne co mi przyszło do głowy, to to, że nie rozumiem.

- TAK! WIELKI POWRÓT !-